piątek, 31 maja 2013

Rozdział 8

Ann
Do naszego nowego domku pierwszy wszedł Axl i zatrzymał się w małym korytarzyku, zaraz za drzwiami. Kiedy wszyscy wpakowali się za drzwi, krzyknął:
- A więc, WELCOME TO THE HELLHOUSE!
- Hellhouse? - zapytałam, jakbym nie dosłyszała.
- Tak, dokładnie. Hellhouse. Tak się nazywa nasz, a teraz i wasz, dom... – uśmiechnął się unosząc ręce w górę. Chyba chodziło mu o to, żeby pokazać taki znak, że cały dom jest teraz wspólny, ale wyglądało to raczej jakby, jakby nie wiem co, ale wyglądało dziwnie.
- No dobra, mniejsza o to. Pokażesz mi i Ann, gdzie mamy się rozładować? W sensie nasz pokój... - zapytała Liz, która była już zirytowana tym staniem w 7 osób, w małym korytarzyku.
- No, ja wam nie pokażę... Same się rozejrzyjcie po domu i sobie wybierzcie. - powiedział rudzielec dość obojętnie, ale z 'poważną' miną.
- Dobra dobra, ale później nie narzekaj, że mamy największy czy coś! - dodała Lizzy szczerząc się i pociągnęła mnie za rękę, przeciskając się koło Axla.
Dom był ładny i nawet trochę podobny do poprzedniego. Tyle tylko, że na dole, w korytarzyku koło łazienki, były jedne drzwi, zamiast trzech. Ogólnie, dom, no jak na razie parter domu, mi się podobał. Tylko zdziwiło mnie, że wyjście na taras jest w kuchni. Chwilkę się rozejrzałyśmy i pobiegłyśmy na górę... 21 schodów. Nie wiem po co, ale liczyłam. A więc, na piętrze było pięć drzwi. Nie wiem dlaczego, ale pociągnęłam Liz do tych, na końcu korytarza. Otworzyłyśmy je i naszym oczom ukazał się ładny, dość duży pokój. Duża szafa, skośne ściany, półka, łóżko... Nawet był tam balkon.
- Liz, bierzemy ten! - powiedziałam, a raczej cicho krzyknęłam.
- Ann, weź się uspokój! Jeszcze obejrzymy pozostałe! - odpowiedziała, hamując moją radość i entuzjazm, i powoli wyszła z pokoju.
Pozostałe sypialnie też były całkiem spoko, ale jednak wzięłyśmy ten z balkonem, ten pierwszy. 'Hyhy, największy' pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dobra, chodź po torby! - Lindsay krzyknęła mi prosto nad uchem.
- Liz, nie drzyj mi się do ucha! - odkrzyknęłam.

Lindsay
Zeszłyśmy z Ann na dół. Chłopcy już siedzieli przed telewizorem, ale co ciekawsze – nic nie pili.
- I co, który wybrałyście? - zaskrzeczał Axl.
- Ten na końcu korytarza! - powiedziała dumnie moja siostrzyczka.
- Czyli ten największy?
- Amm, tak.
- No i...
- Dobra Axl, Ann, przepraszam, że przerwę wam te jakże ciekawą konwersację, ale chciałabym się już zacząć rozpakowywać, więc niech ktoś mi poda kluczyki.
Po chwili dostałam kluczykami w tyłek.
- Aućć! Kto to był? - popatrzyłam na chłopaków piorunującym spojrzeniem. Zadziałało, bo jeden z nich zaczął się śmiać. - Dostanie ci się za to Slash! Ale najpierw się rozpakuję...
Przeniosłyśmy z Ann torby do naszego nowego pokoju, powrzucałyśmy wszystko do szaf i na półki i zeszłyśmy na dół. W końcu miałam czas na relaks! Ann rzuciła się na fotel, a ja 'zupełnie bezinteresownie' usiadłam obok Saula. Przyszedł czas na zemstę! Gdy tylko odwrócił wzrok, odcięłam mu kilka loków.
- A ty co tak zacieszasz? - zapytała moja siostra, kiedy zauważyła, że siedzę radosna.
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokazałam jej pęczek loków Hudsona. Zaczęła się cicho śmiać.
- Zemsta bywa słodka. - powiedziałam tak, aby każdy mnie usłyszał. Saul odwrócił się do mnie i zauważył, co trzymam.
- Kurwa, Linday, coś ty mi zrobiła?! Teraz to tobie się dostanie! - krzyczała moja ofiara i zaczęła mnie gonić. Uciekałam po całym parterze śmiejąc się jakbym była na haju. Co chwilę obracałam się, żeby zobaczyć, jak daleko, czy też blisko, jest Slash, aż podczas jednej z takich chwil wpadłam na kogoś, kto stał w kuchni. Tym kimś był Axl. Wleciałam na niego, a on rąbnął o szafkę i razem się wywaliliśmy. Hudson stał i się gapił.
- Kurwa, Axl nic ci nie jest? - ani słowa – Axl, słyszysz mnie? - nadal nic – Axl, do cholery odezwij się! - ciągle nic. Usiadłam przestraszona obok nie kontaktującego Axla i ukryłam twarz w dłoniach.
Nagle ktoś mnie objął...
- Patrz Slash, pomogłem ci ją złapać – usłyszałam radosny skrzek rudzielca.
- Teraz dostaniesz za swoje! - dodał Saul ze złowieszczym uśmieszkiem i zaczęli mnie łaskotać po brzuchu, a ja śmiałam się wniebogłosy, co chwilę rzucając 'no puszczajcie!' i tym podobne. Po chwili z odsieczą przybyła moja siostra, mówiąc:
- Oj siostra, widzę, że potrzebujesz pomocy! - i rzuciła się na plecy pudla zwanego Slashem, jedną ręką się przytrzymując, a drugą tarmosząc jego loki.
- Ooo nie, teraz to przesadziłaś! Nikt nie ma prawa dotykać moich włosów! - delikatnie zrzucił ja na podłogę i zaczął łaskotać.
- Bez nas się bawicie? Nie ma tak dobrze! - rzucił tym razem żyrafa i podbiegł do nas z resztą watahy. My śmiałyśmy się jak jakieś pojebane, a chłopacy mieli ubaw po pachy... W końcu nas puścili i teraz wszyscy siedzieliśmy na podłodze, za szafkami w kuchni, śmiejąc się.
- My to jesteśmy jednak pojebani! - powiedziała po chwili Ann i dalej się śmialiśmy.

Ann
- Dobra, dosyć tej radości... - co dziwne, wypowiedział to wiecznie zacieszający blondyn – Ann, obiecałaś mi zgrzewkę Nightraina...
- No wiesz, jest już po 22...
- Nie martw się, sklep jest jeszcze na pewno otwarty! - powiedział, przerywając mi.
- Tak, dobry pomysł, idź do sklepu, przy okazji kupisz trochę Daniels'a i wódki... - mówił Slash.
- No i kilka paczek czerwonych Marlboro! - dodał Axl.
- I może frytki do tego?! - odpowiedziałam ironicznie.
- Możesz kupić, bo nic nie ma na kolację! - dodała Liz.
- Dobra, no kurwa pójdę! Ale dajecie mi kasę! - z małymi grymasami na mordkach zrobili zrzutę. Wzięłam pieniądze i wyszłam z Hellhouse'a. Tak w sumie to nie wiedziałam gdzie w tej okolicy jest jakiś sklep... Na szczęście znaki zrobiły swoje i mi pomogły. Kochaaane znaki. Po jakiś 30 minutach marszu, wreszcie doszłam do tego sklepu. Na szczęście był czynny do północy.
- Dzień... znaczy Dobry wieczór – powiedziałam do, wyglądającej na sympatyczną, dziewczyny siedzącej za kasą. Poszłam po produkty, które miałam kupić, dwa razy sprawdzając, czy na pewno wszystko mam. Zgrzewka (no dobra... dwie zgrzewki) Nightraina, z dziesięć butelek ulubionego trunku Slasha, cztery wódki dla Duffa... Chyba o niczym nie zapomniałam. Poszłam do kasy, Melanie – bo tak miała na imię kasjerka – wszystko mi skasowała, zapłaciłam i już miałam iść, kiedy przypomniałam sobie, że Axl trzy razy powtarzał, żebym kupiła mu Marlboro. Kupiłam około pięć paczek i wdałam się w rozmowę z Melanie. Gadałyśmy tak chyba z godzinę, aż zrobiła się 23:30. Stwierdziłam, że powinnam już wracać, bo mi tam zeschną bez alkoholu. Pożegnałam się z moją nowo poznaną znajomą i ruszyłam szybkim krokiem do Hellhouse'a. Po drodze zaczepił mnie jakiś ćpun, pytając czy nie mam drugów. Powiedziałam, zgodnie z prawdę, że nie. Odpowiedział mi na to, że w takim razie będę musiała go inaczej zadowolić i chwycił mnie bardzo mocno za nadgarstek, wbijając paznokieć w dłoń. Kiedy zaczęłam się wyrywać, uderzył mnie w twarz. Z dolnej wargi zaczęła sączyć mi się krew. Wtedy obudziła się we mnie siła... Kopnęłam go z całej siły w piszczel. Obluzował trochę uścisk, to była moja szansa. Wyrwałam mu się, aż mi coś chrupnęło w nadgarstku. Bardzo mnie bolał, ale wiedziałam, że jeśli będę się teraz nad tym rozczulać, to nie uda mi się uciec. Zaczęłam więc biec ile sił w nogach, nie zwracając uwagi na ból. Wpadłam do domu niczym błyskawica...
- Macie swoje zakupy. - rzuciłam siatkę na fotel. Szybko pobiegłam do łazienki, tak aby nikt mnie nie widział.

Lindsay

Z Duffem spojrzeliśmy po sobie i w tym samym momencie wstaliśmy. On już zmierzał w stronę łazienki, kiedy go zatrzymałam:
- Duff, pozwól, że to ja z nią porozmawiam, okej?
- No, ale... - zastanowił się chwilę – no dobra, masz chyba rację.
Podeszłam do drzwi od łazienki i zaczęłam delikatnie w nie pukać.
- Ann, otwórz, proszę! Porozmawiajmy! Co się stało? - nic nie odpowiadała – Ann, no otwieraj, bo wyważę te drzwi! Dalej! - cisza – nie to nie! Uwaga! 3...2...1 – przekręciła klucz w drzwiach i powoli je uchyliła.
- No, bo zapomniałam kupić frytki... - nie widziałam jej twarzy, bo spadły na nią wszystkie włosy.
- I tylko o to chodzi? - zapytałam z niedowierzaniem...
- Nie, no bo... - powoli odsłaniała swoją twarz trzęsącą się ręką. Widok był paskudny. Z wargi ciekła jej krew, miała dużego siniaka w okolicach kości policzkowej i draśnięty kącik ust. Lewą dłoń miała całą zakrwawioną, a nadgarstek siny.
- O mattyldo! Trzeba ci to jakoś opatrzyć albo najlepiej pojechać do szpitala! Chłopacy, gdzie tu jest jakaś apteczka?! - Axl wstał i wyjął to o co go prosiłam z szafki kuchennej. Szybko mi ją podał. Zatroskany Duff podszedł do Ann i delikatnie chwycił ją w pasie, uniósł i zaczął nieść w stronę kanapy.
- Duff, to tylko kilka zadrapań... Mogę sama iść! Postaw mnie! - mówiła, zdziwiona tym, jak potoczyła się cała sytuacja.
- Odstawię cię na kanapę, nie krzycz! - odpowiedział troskliwie. Ann tylko westchnęła głośno. Podeszłam szybko do kanapy, na której została posadzona moja poszkodowana siostra i wyjęłam bandaż.
- Ann, jesteś strasznie blada! Ile ci krwi wypłynęło z tej ręki?
- Nie wiem, trochę wypłynęło... Ale na pewno dałabym radę sama dotrzeć do kanapy, nie musiałeś się fatygować Duff.
- Ale chciałem! Poza tym jesteś lekka jak piórko, no a ja wiesz, jestem bardzo silny... - zaczął pokazywać swoje mięśnie. Wszyscy niemalże turlali się za śmiechu, nawet Ann.
- Dobra siostra, koniec tych wygłupów, dawaj łapkę, trzeba ją opatrzyć! Jak dobrze, że zrobiłam kurs pierwszej pomocy w szkole!
Sprawnie zatamowałam wyciek krwi z całej dłoni Ann. Pozaklejałam ją plastrami i wszystko się goiło... Najgorsze jest to, że ona od zawsze panicznie boi się szpitali, a właśnie tam ją muszę zabrać jak najszybciej, bo ma najprawdopodobniej złamany nadgarstek...



Rozdział jest koszmarny, totalnie mi nie wyszedł, a włożyłam w niego tyle wysiłku... No ale dobra, to wy to ocenicie :)

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :* Grupowa zabawa - me gusta :D
    I szkoda mi Ann. Duff taki troskliwy awww *.*
    Wg rozpisałaś się :) I dobrze ;>
    JEZU KOCHAM CIĘ PO PROSTU <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jaaaaaaaaaaaaaaaak mi to miło czytać :D No może trochę się rozpisałam...
      Też cię kocham :p
      Ale raczej tak to będzie wyglądać - chyba raczej będę się rozpisywać, bo u mnie akcja się ciągnie i wlecze... Ja po prostu nie chcę, żeby ten czas jakoś tak szybko przeminął... Oni by sie postarzeli i marnie wyglądali... Tego nie chcę :D Więc akcja będzie się wlekła, a co! :D

      Usuń
  2. Kochana nie wiem czy informować, no ale napiszę :D
    Nowy u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej, że informować <3 Zaraz wpadnę i nadrobię zaległości, bo jeszcze do najnowszego nie dotarłam :p

      Usuń
  3. Jeszcze faaaaaaajniejsze ^^

    OdpowiedzUsuń