niedziela, 15 września 2013

"Live and Let Die" - Rozdział 2

Niechętnie wstałam o 7, szybko naciągnęłam prosty zestaw, tj. czarne rurki, szarą koszulkę z logo Aerosmith, białe conversy i czarną ramoneskę. Dzisiaj mój pierwszy dzień w nowej szkole… Ogólnie nie przejmuję się tym jakoś bardzo, ale fajnie byłoby poznać kogoś o podobnym guście, a nie jakiś pozerów albo “barbie”.
W pośpiechu zjadłam kanapkę i mogłam ruszać.  Pomimo wielu błagań, mama i tak podrzuciła mnie do szkoły - na pożegnanie chciała dać mi buziaka, ale w porę wyszłam z samochodu. Udałam się prosto do gabinetu dyrektora, Dona Gutenberrga, by dostać kluczyk od szafki i plan lekcji. Ustawiłam się pod klasą i wtedy zobaczyłam jedyną znaną mi osobę, tj. Saula. Chciałam do niego podejść, ale przylazła nauczycielka, wydarła się, że jest za głośno, że przerwa się już skończyła, że nie powinniśmy już gadać, tylko stać w ciszy, itp. więc ustawiłam się na końcu. Nauczycielka jeszcze coś tam paplała, ale nic nie słyszałam (czy tam nie chciałam słyszeć), gdy podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
- Zgrałyśmy się. - wyszeptała, wskazując na koszulki.
- Faktycznie. - uśmiechnęłam się do niej. Były identyczne.
- Jestem Ivy. - powiedziała i podała mi rękę. Była średniego wzrostu brunetką, najwyraźniej o podobnym guście muzycznym do mnie.
- Ja jestem Amy. - odpowiedziałam. Weszliśmy do klasy i wszyscy zajęli swoje miejsca, tylko ja stałam jak taki matoł, nie wiedząc, gdzie mam usiąść, kiedy pokiwała do mnie Ivy. Szybko się do niej dosiadłam. Zaczęła się nudna biologia, którą przerwał jakiś blondyn wbiegając do klasy.
- Ja ten, przepraszam za spóźnienie. - powiedział do pani Sims i spojrzał się na mnie.
- Sorry Steven, dzisiaj siedzisz ze Slashem. - powiedziała do niego Ivy, a on posłusznie wykonał polecenie. I na nowo zaczęłam się biologia, a później pozostałe lekcje. Większość przegadałam z Ivy lub trochę z Saulem czy Stevenem i wreszcie o 14.00 byliśmy wolni.
Wróciłam razem ze Slashem, z racji tego, że mieszkamy na przeciwko. Dalsza część dnia minęła nudno. Jak i reszta miesiąca.
~~~~
Był 10 listopada. Za dwa dni moje 17 urodziny. Planuję zrobić imprezkę, więc muszę jakoś przekonać rodziców, żeby zostawili mi wolą chatę. Może nie mamy zbyt dobrego kontaktu, ale wierzę, że ich przekonam!
- Mamo… - zaczęłam niepewnie, zagadując matkę, która właśnie stała w kuchni, przygotowując herbatę. - Bo wiesz, jest taka sprawa… Za dwa dni mam urodziny… - mówiłam.
- Tak wiem. - powiedziała spokojnie.
- No i chciałabym was prosić, żebyście mi zostawili wolną chatę na weekend.
- Nie ma mowy!
- Ale no błagam, proszęę!
- Tak, i co jeszcze? Zrobisz mi tu jakąś imprezę, że mi twoi znajomi dom rozniosą.. Albo coś ukradną. Nie, absolutnie nie!
- No, ale mamo, proszę! To nie będzie wielka impreza, zaproszę tylko paru znajomych, a poźniej wszystko posprzątam. Obiecuję! I wszystkiego dopilnuję. Mogę też obiecać, że nie będziemy pili alkoholu. I nie wezmę żadnych dragów, więc nie masz o co się martwić. Jestem odpowiedzialna!
- No nie wiem… a tak poza tym, to musiałabym to obgadać z twoim tatą. Ale nie koniecznie podoba mi się ten pomysł… - chyba już trochę miękła!
- Obiecuję, o wszystko zadbam, nie będzie żadnego alkoholu, narkotyków, nie zajdę też w ciążę, serio! I w razie czego, zawsze mogę poprosić o pomoc państwo Hudson… - przekonywałam.
- Przecież Hudsonowie wyjechali na długi weekend… - uświadomiła mnie matka. No tak, Saul mi to mówił..
- No, to zawsze mogę poprosić o pomoc tych sąsiadów z dołu…
- Tego menela i jego dziewczynę? Czy tych narkomanów mieszkających na przeciwko nich? - zapytała ironicznie mama.
- Skąd wiesz, że to narkomani?
- To widać, uwierz mi.
- No, ale proszę! Błagam! Tylko ten jedyny raz w życiu!
- Ehh, pogadam z twoim tatą i zobaczymy.
- Yaaay, dziękuję mamo, jesteś najlepsza! - wykrzyknęłam i przytuliłam moją rodzicielkę.
- Uspokój się już. Idź do pokoju, a my porozmawiamy. - powiedziała, wskazując na tatę wychodzącego właśnie z sypialni. Jak mi kazała tak zrobiłam. No, a teraz czas na prawdę - chyba nikt nie uwierzył w tę bajeczkę, że bezalkoholowa impreza, prawda? W końcu to moja 17, trzeba to opić! Usiadłam na łóżku i zaczęłam grać na gitarze, jednak już po chwili zawołała mnie matka. Chwila prawdy.
- Po przedyskutowaniu wszystkich za i przeciw, ehh, zgadzamy się. - powiedział ojciec.
- Aaaa, dziękuję! Dziękuję wam, jesteście super rodzicami! - wykrzyczałam.
- Dobrze, to może teraz posłuchaj jaki jest plan. - znów zgasiła moje podekscytowanie mama, mówiąc chłodnym głosem. - Jutro wieczorem wyjedziemy z tatą na wycieczkę do Seattle, wrócimy w niedzielę wieczorem. Po naszym powrocie będziesz musiała zrobić test na zawartość alkoholu lub narkotyków we krwi, zrozumiano?
- Tak jest…
- Jak widzisz, dajemy ci cały weekend wolny od nas, tylko nas nie zawiedź. - podsumował ojciec.
- Nie zawiodę, obiecuję! - powiedziałam i pobiegłam do pokoju. Zawsze przesadzali - jaki test do cholery? No nie ważne, imprezkę robię w sobotę wieczorem, także do niedzieli wieczora całe promile wyparują. Cieszę się jak jeszcze nigdy, aż nie wierzę, że oni się zgodzili na coś takiego. Moi rodzice, Andrea i Dale Brooks zgodzili się zostawić mnie samą w domu, normalnie cud!
Cała szczęśliwa wzięłam szybki prysznic i zasnęłam, rozmyślając o imprezie.
~~~~
Wstałam o 7, jednak tym razem byłam szczęśliwa. To już dzisiaj rodzice wyjeżdżają, taaak! Szybko się ogarnęłam i wyszłam do szkoły. Po drodze dogonił mnie Saul. A właśnie, jeśli o niego chodzi, to przez ten miesiąc bardzo się do siebie zbliżyliśmy, oczywiście jako przyjaciele. Tak samo z Ivy i Stevenem. Chociaż chyba z Saulem jestem najbliżej, spędzamy ze sobą dużo czasu.
- Hej, co tam? Taka jakaś szczęśliwa jesteś, jak nigdy rano. - powiedział na powitanie i mnie przytulił.
- Jestem wesoła jak nigdy, bo dowiedziałam się, że dzisiaj wieczorem moi rodzice wyjeżdżają na weekend do Seattle, tym samym zostawiając mi wolną chatę!
- No to świetnie… - powiedział, w taki sposób, że wyczułam, że nadal nie do końca rozumie.
- Juto mam urodziny i planuję zrobić imprezę!
- No to superowo! Załatwię jakiś alkohol. I trzeba kogoś pozapraszać! - zajarzył o co chodziło.
- Brawo yeti! Raczej, że trzeba kogoś zaprosić, w końcu to ma być impreza! - na tym zakończyła się nasza rozmowa. Doszliśmy do szkoły równo o 8. Lekcje minęły szybko i nawet nie były takie nieznośne. To pewnie przez tą radość… O 15 byliśmy wolni. Zaprosiłam grupkę, no dobra, grupę całkiem fajnych osób z naszej szkoły. Powinno być zajebiście!
Będąc przed moją kamienicą, zauważyłam, że moi rodzice już wpakowują torby do auta.
- Hej! Po co tak wcześnie się pakujecie? - zapytałam zdziwiona. Przecież mieli wyjechać za kilka godzin…
- O, już jesteś Amy. To świetnie. Słuchaj, wyjeżdżamy trochę wcześnie, bo dzwonili z hotelu i powiedzieli, że jeśli do 19 się nie zjawimy, to wynajmą nasz pokój w hotelu innym zainteresowanym. W domu zostawiliśmy ci karteczkę i pieniądze. W razie czego wiesz, gdzie są oszczędności, jeśli będzie ci brakowało, to weź je. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. Wszystkiego najlepszego! - powiedziała zdenerwowana mama. Nie wiem o co się tak martwi, przecież jutro kończę 17 lat.
- Na pewno dam sobie radę, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze, pa! - powiedziałam, prawie wpychając ich do samochodu. Chciałam, żeby już pojechali, w końcu to mój pierwszy raz, kiedy dają mi tyle swobody.
- Dobrze, pa! Tylko pilnuj wszystkiego w domu i nie daj sobie wejść do łóżka! - powiedział jeszcze tata, za co spiorunowałam go wzrokiem. Wsiedli do auta i odjechali, tak bardzo się cieszę!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tak oto jest drugi rozdział nowego opowiadanka :) Może nadal jakoś dużo się tu nie dzieje, ale to dopiero początek, rozkręcam to wszystko :D
Piszecie w komentarzach co o tym myślicie!

Aha, no i jeśli chcesz być informowany, napisz w komentarzu w zakładce informowani :p

Rozdział 18

O jeejku, ostatnia notka 2 września? Bardzo Was za to przepraszam kochani! Ale te ostatnie dwa tygodnie były dla mnie trudne, maiłam ogromnego doła i nie miałam weny..
A z resztą nie ważne, chcę Was tylko przeprosić, będę starać się dodawać częściej! (ale nic nie obiecuję...) A teraz łapajcie rozdział 18 :)
A i tak w ogóle, to zaczynam odmieniać imię Sarah, jako 'Sary' albo 'z Sarą',
bo to 'Sarhą' lub 'Sarhy' jakoś mi nie pasuje :p
Także zapraszam do czytania!



- Izzy zabrał je do wesołego miasteczka. - powiedział Slash.
- Izzy zabrał ja na plażę - powiedział dokładnie w tym samym momencie Steven.
- Yy, Izzy zabrał je do wesołego miasteczka na plaży… - wyjaśnił Duff i zrobił głupkowatą minę. Widziałam, że coś nie gra, widziałam zakłopotanie w ich oczach.
- Coś wam kiepsko idzie kłamanie… - powiedziałam i spiorunowałam ich wzrokiem. Pierwszy wysypał się Saul, zaczął mówić, jak mi się wydawało, prawdę.
- No okej, powiem prawdę, ale nie bij! - spojrzałam na niego pytająco - A więc, wstałem jakieś trzy godziny temu, wiesz, jak zazwyczaj, to było chyba po jedenastej i się ubrałem. Postanowiłem zejść na dół, żeby coś zjeść i tym podobne i przechodząc koło pokoju dziewczynek się nieco zdziwiłem, bo było zupełnie cichutko, a one zazwyczaj wstają wcześniej i się bawią, co chociaż trochę słychać, a tym razem było zupełnie cicho, normalnie jak na cmentarzu… Bo na cmentarzach jest cicho, co nie? No...
- Slash - przerwałam mu - może przejdziesz do sedna i powiesz wreszcie co się stało?
- Dobra, już. No to, wszedłem do pokoju dziewczynek i znalazłem tam karteczkę z napisem “Kochani wujkowie, poszłyśmy pobawić się na dwór. Nie chciałyśmy was budzić. P.S. Same zrobiłyśmy sobie śniadanie, więc nie musicie się martwić. ~Alicia i Liv.”. I obudziłem wszystkich i poszliśmy ich szukać, ale nadal nie wiemy, gdzie są.
- Nie wiecie gdzie są i zamiast ich szukać, siedzicie przed telewizorem i oglądacie mecz? Co z wami jest nie tak? Ja pierdolę, wiecie, że czasem warto używać mózgów? Na serio, nawet na kilka godzin nie można was zostawić! Boże, a co będzie, jeśli one się nie znajdą, co ja powiem Tyler’owi? On mnie zabije, przecież to jego córka, i córka jego przyjaciół… - jak to miałam w zwyczaju, zaczęłam histeryzować i zadawać miliard pytań na minutę…
- Ann, spokojnie! - Duff mnie objął. - Wszystko będzie okej! - pocieszał.
- Nie, nic nie będzie okej, pomyśl tylko co będzie jeśli one się nie znajdą. Albo jeśli ktoś je znalazł i skrzywdził, przecież to tylko dzieci, a my jesteśmy w Los Angeles, na pewno są tu pedofile i… - przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. Wszedł Izzy.
- I co, wiesz gdzie są? - zapytałam, podbiegając do niego.
- Nie . - odpowiedział krótko i poszedł do swojego pokoju. Nigdy nie ogarniałam tego człowieka. Zawsze taki spokojny i tajemniczy. No nic.
- Boże, na pewno coś im się stało, musimy zadzwonić na policję, powiadomić o tym jakieś służby, przecież musimy je znaleźć! - ciągnęłam dalej.
- Ale kogo? - usłyszałam dziecięcy głos za moimi plecami.
- Liv, Alicia! - wykrzyknęłam radosna i pobiegłam je przytulić. O masakra, kamień spadł mi z serca. - Ale jak to, gdzie byłyście? - zapytałam, kiedy przetworzyłam, co się właśnie stało.
- Na ogródku, przecież napisałam kartkę i zostawiłam ją w pokoju. Nikt jej nie przeczytał? - powiedziała Alicia.
- Tak tak, przeczytał. A teraz, jak byście mogły, może idźcie do pokoju się dalej bawić, co? Ja muszę porozmawiać z waszymi ukochanymi wujkami.
- Dobrze. - odpowiedziała Liv i pociągnęła Ali za rączkę.
- Zapytam jeszcze raz, czy kiedykolwiek używacie swoich mózgów? Jak mogliście nie sprawdzić na ogródku, jak do cholery? - zapytałam, ostro wkurzona ich bezmyślnością.
Slash tylko wzdrygnął ramionami i wrócili do oglądania meczu. Najchętniej to rozwaliłabym im te głupie łby! “Dobra, opanuj się, opanuj, pomyśl o tym co dobre, jutro twoja pierwsza sesja”. Poszłam do pokoju i postanowiłam urządzić sobie drzemkę.


Lindsay
Kiedy obudziłam się rano, Rudzielec spał przytulony do mnie. Chciałam jednak wstać, więc lekko go przesunęłam, a ten się od razu obudził.
- Śpij dalej, ja tylko chcę iść pod prysznic. - powiedziałam cicho, kiedy jego zielone oczy spotkały się z moimi.
- Nie, nie chcę już spać. Wolałbym pójść pod prysznic razem z tobą.. I przepraszam. Przepraszam, że tak się wczoraj skupiałem tylko na pisaniu tekstów, ale zrozum, miałem taki nagły przypływ weny. Ale wiesz, kiedy już będziemy sławni, a piosenki, które wczoraj napisałem będą super-hitami, przypomnę ci o tym, że kiedy ja tworzyłem coś tak genialnego, ty strzelałaś focha.
- Wiesz, nie umiesz przepraszać… - podsumowałam, śmiejąc się.
- To co mam zrobić?
- Ehh, po prostu mnie pocałuj!


Slash
Oglądaliśmy telewizję, kiedy zadzwonił telefon. Znowu to ja wstałem, żeby odebrać. Tym razem na pewno nie zgodzę się na żadną opiekę nad dziećmi, o nie!
- Halo? - powiedziałem do słuchawki.
- O hej Slash, to ty.. Mógłbyś mi dać do telefonu Liz? - usłyszałem głos Victorii.
- Ale Liz nie ma, jest na wakacjach z Axlem. A co się stało?
- A nie nic, chciałam dzisiaj wieczorem z nią wyskoczyć do Rainbow, wiesz - pogadać, napić się, itp. No szkoda, że jej nie ma, to pa!
- Nie, nie, nie! Zaczekaj! - wykrzyczałem do słuchawki, zanim Vicky się rozłączyła. - Jeśli chciałaś wyjść do Rainbow, to ja chętnie mogę z tobą iść, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko…
- No, jeśli to nie jest dla ciebie kłopotem, to w sumie czemu nie. W takim razie spotkajmy się przed barem, 19:00 pasuje? - jeeest! Udało się!
- Pewnie, w takim razie do zobaczenia! - i szybko się rozłączyłem. Nareszcie umówiłem się z Victorią, o tak! Opanowałem się i wróciłem do salonu.
- Kto dzwonił? - zapytał Stev.
- Victoria, umówiłem się z nią dzisiaj w Rainbow. - powiedziałem, zupełnie opanowany, chociaż w środku cholernie się cieszyłem. Tak, ona mi się podobała, ale nie lubię mówić o uczuciach.
- A mogę iść z tobą?
- Nie ma mowy!
- No błaaagam! - powiedział i zrobił minę przybitego psa.
- Ehh, no dobra… Ale masz się zachowywać! - powiedziałem i wróciłem do oglądania meczu, który za chwile i tak się kończył. Wygrywaliśmy 3:0…


OKOŁO 18:40.
- Steven, zbieraj dupę, bo wychodzimy. Chyba, że jednak nie chcesz iść…
- Chcę, już biegnę, tylko koszulkę założę! - usłyszałem z góry. Minutę później już wychodziliśmy. W duchu cieszyłem się jak głupi - Victoria cholernie mi się podoba, chociaż za dobrze jej nie znam, ale wydaje mi się, że jesteśmy podobni. To pierwsza dziewczyna, o której myślę w ten sposób, chyba się w niej zakochałem. Hudson, ogarnij dupę, przecież ona jest tak śliczna, że pewnie ma tysiące ‘adoratorów’...
- O kurwa! - wykrzyknąłem, lecąc na ziemię. - No zajebiście! - znów krzyknąłem, kiedy po podniesieniu się zauważyłem moją rękę- miałem rozcięcie na dole dłoni, z którego płynęła ciurkiem krew. - Pieprzony chodnik! Steven nie masz przypadkiem plastra? - zapytałem blondyna, który mi się przyglądał, debilnie się przy tym śmiejąc.
- A to czekaj, ja poszukam. - powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. - 5 dolców, jakaś igła, plastikowa łyżeczka, o jest!
- Co, masz ten plaster? - zapytałem z nadzieją.
- Nie, ale znalazłem gumę do żucia. Lubię żuć gumy!
- To dalej, szukaj tego plastra! - co za kretyn..
- Muszelka, ząb... Tak, mam plaster! I to w małpki!
- Dawaj go! - wyrwałem mu plaster i szybko zakleiłem ranę. - Steven, powiedz, dlaczego do cholery masz zęba w kieszeni? - tak, to było dziwne.
- Na czarną godzinę, jak już nie będę miał kasy, to go włożę pod poduszkę i wróżka-zębuszka mi da hajs, przecież to logiczne.. - wyjaśnił. Tak ‘faktycznie logiczne’...
- Dobra, mniejsza o to, dalej, idziemy! - powiedziałem i popędziliśmy w stronę baru. Kiedy przyszliśmy, dziewczyny już czekały. Chwila chwila, dziewczyny? Najwyraźniej Victoria przyprowadziła jakąś koleżankę, w sumie dobrze się składa, Steven będzie miał towarzystwo..
- Hej, nareszcie jesteście! - powiedziała Vicky. - Nie byłam pewna, czy się nie obrazisz, że wzięłam przyjaciółkę, ale widzę, że ty też kogoś przyprowadziłeś. - dodała i słodko się uśmiechnęła. Wyglądała tak pięknie..Steven
- Hej, jestem Sarah. - powiedziała piękna, brązowooka blondynka i podała mi rękę.
- Steven. - odpowiedziałem i uścisnąłem jej małą dłoń.
- To co, chodźmy do środka. - zaproponowała Victoria, co też uczyniliśmy. Weszliśmy do baru i zajęliśmy stolik na końcu sali. Usiadłem naprzeciwko Sary, a Slash naprzeciwko Vicky. Krótką chwilę później pojawiła się kelnerka.
- Co podać? - powiedziała skrzeczączym głosem, od którego chciało mi się śmiać, jednak starałem się powstrzymać.
- 4 razy Jack’a Daniels’a prosimy. - złożyła zamówienie Victoria.
- Już się robi. - znów wyskrzeczała kelnerka i odeszła. W tym momencie razem z Sarą wybuchnęliśmy niekontrolowanym  śmiechem. Czyli, że coś nas łączy…
Wieczór mijał dobrze, w sumie nie wypiliśmy jakoś dużo, ale bardzo dobrze nam się gadało. Hudsonowi z Vicky chyba też, ale skupiałem się głownie na Sarze.
- To my idziemy do mnie, dzięki za wieczór, fajnie było. - powiedziała Victoria, razem ze Slashem wstając od stolika. - Aha, macie tutaj na zapłacenie rachunku, pa! - dodała, kładąc 50 dolców na stoliku i szybkim marszem oddalili w stronę wyjścia.
- Ej no, Vicky, czekaj, ale co ze mną? - powiedziała Sarah, jednak pary nie było już w lokalu.
- Ale jak to co z tobą? - zapytałem zdezorientowany.
- Z Victorią wynajmujemy mieszkanie wspólnie i mamy jedną sypialnię, a jeśli ona poszła tam ze Slashem, to tak jakby nie mam gdzie spać… - wyjaśniła.
- No to zapraszam do Hellhouse. Skoro Hudson poszedł do Vicky, to jego pokój jest wolny. - zaproponowałem.
- Nie mogę przecież wam się tak do domu wpakować… Dobra, jakoś dam radę, coś wymyślę.
- Ale w ogóle nie ma dyskusji, idziesz do nas, a nie! W końcu nie będziesz na ulicy spać, nie pozwolę na to. To żaden problem, zajmiesz miejsce Saula.
- Ehh, w takim razie dziękuję! - odpowiedziała i mnie przytuliła. Zapłaciliśmy rachunek i wyszliśmy. Do domu szliśmy wolnym krokiem, rozmawiając o swojej przeszłości itp. W środku przywitała nas ogólnie cisza, przerywana jedynie cichym chrapaniem Izzy’ego, który spał na kanapie. Zaprowadziłem Sarę do pokoju Slasha, dałem jej jakąś moją koszulkę do spania i sam poszedłem spać. Nie do końca jednak mi to wyszło, bo zaczęło lać i grzmieć.
- Steven… - usłyszałem w drzwiach.
- No? - to była Sarah.
- Mogę tu z tobą posiedzieć? Bo ja się od dziecka boję burzy…
- No jasne, siadaj! - powiedziałem i poklepałem miejsce obok mnie na łóżku. Gadaliśmy chyba z dwie godziny, po czym Sarah zasnęła w moich ramionach. Ona tak cholernie mi się podoba…
Zastanawiałem się jeszcze, dlaczego Izzy był taki przygnębiony po południu i po chwili sam odpłynąłem do Krainy Morfeusza.


***

ZNOWU ŻULĘ KOMENTARZE :D Nie no, po prostu bardzo mi zależy na Waszej opinii, chciałabym wiedzieć, czy Wam się podoba, czy robię jakieś postępy, albo czy powinnam coś zmienić, itp..

poniedziałek, 2 września 2013

"Live and Let Die" - Rozdział 1

Portland, 16 października 1983.
Te 45 godzin podróży jakoś minęło i  wreszcie wjechaliśmy do tego cholernego Portland. 
Przez większość czasu, albo rysowałam w moim ukochanym zeszycie, albo spałam, albo słuchałam muzyki, albo płakałam. Albo płakałam rysując, albo płakałam słuchając muzyki. Tak bardzo tęsknię za Miami i Randy! No, mniejsza o to. Podjechaliśmy pod małą kamienicę i wysiedliśmy z wozu. Rodzice stali i gapili się na gmach budynku dłuższą chwilę, kiedy się odezwałam.
- To tu mieszkamy? - zapytałam, jakby to nie było oczywiste.
- Tak, właśnie tutaj. - odpowiedział ojciec.
- Chodźmy więc obejrzeć mieszkanie. - powiedziała mama.
Weszliśmy na 2, czyli najwyższe, piętro i otworzyliśmy drzwi, które mieściły się po lewej stronie. Nie wiem nawet skąd matka miała klucze, ale okej. Mieszkanko było ładne, korytarz z wielką, białą szafą w wejściu, dalej salon połączony z kuchnią, a jeszcze dalej dwie sypialnie i łazienka.
- Twój pokój to ten na samym końcu, idź go obejrzeć. - powiedział tata. Tak też zrobiłam. Pokój był nawet ładny, duże łóżko, okno z dużym parapetem, biurko w kolorze ciemnego drewna, do kompletu szafa i szafka nocna. Ściany były białe, więc pozaklejam je plakatami. Tak w sumie gdyby nie były białe, to i tak bym je pozaklejała plakatami, w końcu po to są.
Pół godziny później byłam już rozpakowana. Wzięłam się za plakatowanie pokoju, ale przerwała mi mama.
- Amanda, ubierz się jakoś, bo idziemy poznać sąsiadów z naprzeciwka.
- Przecież jestem ubrana. - powiedziałam, a matka zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. Poszarpane jeansy, czarne martensy z ćwiekami i szara koszulka z wyciętą czaszką na plecach. Nie wiem o co jej chodzi, nigdy nie lubiła mojego stylu, ale niech jej będzie, tym razem się posłucham i nie będę pyskować, bo nie koniecznie chce mi się wysłuchiwać jej paplania...
- No dobrze, to wyjdź, będę gotowa za 5 minut.
- Okej, to my czekamy w salonie. Tylko żeby ta twoja kreacja nie była zbyt wyzywająca. - i te jakże ‘cenne’ uwagi. No cóż, nie będę się tym przejmować. Wyjęłam z szafy czarny top Jack Daniels i jeansowe shorty z ćwiekami, do tego niskie czarne trampki i jestem gotowa. Włosy tylko delikatnie przeczesałam, a one same się ułożyły, w lekkie fale, za to je kocham!
- Gotowa, możemy iść. - powiedziałam, wychodząc z pokoju.
Zapukaliśmy w drzwi sąsiadów, otworzyła nam jakaś pani, chyba w wieku moich rodziców, wyglądała na całkiem miłą.
- Dzień dobry, właśnie wprowadziliśmy się naprzeciwko i przyszliśmy powitać nowych sąsiadów. - zaczęła mówić mama.
- Witam, jasne, zapraszam. - odpowiedziała owa kobieta, serdecznie się uśmiechając. Weszliśmy do ich mieszkania, było dokładnie takie samo jak nasze, tylko inaczej urządzone.
- To zapraszam do salonu. - powiedziała.
Usiedliśmy grzecznie na wielkiej, skórzanej kanapie.
- A, no właśnie, gdzie moje maniery, nawet się nie przywitałam… Ola Hudson. - podała rękę mamie.
- Andrea Brooks, miło mi! - uścisnęła dłoń pani Oli.
- Dale Brooks, mnie także jest miło! - także uścisnął jej dłoń.
- Ja jestem Amy. - powiedziałam i na tym się skończyło. Ojciec spojrzał się na mnie karcącym wzrokiem, pewnie chodzi mu o to, że powinnam powiedzieć ‘bardzo mi miło’ albo coś podobnego, ale co mnie to…
- Więc, mieszkasz tutaj sama Olu? - zaczęła rozmowę matka.
- Nie, mam męża i syna. Tylko akurat mąż, Anthony, wyszedł chwilę temu do sklepu, zaraz powinien być. A syn, Saul, poszedł do kolegi. Myślę, że obydwoje powinni niedługo wrócić. - odpowiedziała serdecznie pani Hudson i jak na zawołanie, drzwi wejściowe się otworzyły. Moim oczom ukazała się postać mulata, z długimi, kręconymi włosami, które zasłaniały mu większość twarzy. Ubrany w jeansy i koszulkę z logiem Led Zeppelin. Chyba już go polubiłam - z napisu na jego koszulce wywnioskowałam, że słuchamy tego samego.
- Em, ten no, dzień dobry, jestem Slash.
- Hej, jestem Amy. - odpowiedziałam.
- Tak, to są państwo Brooks, nasi nowi sąsiedzi. - wyjaśniła jego mama.
- Ja nazywam się Andrea, a to mój mąż, Dale. Miło cie poznać.
- To,yy, ja pójde do pokoju. - powiedział do swojej matki i tak też uczynił.
- Ahh, te nastolatki. Jak chcesz Amy, to idź tam do niego, pewnie nie interesuje cię to, o czym rozmawiamy. Lepiej się przynajmniej poznacie.
- Dobra, okej. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę jego pokoju. Będąc pod drzwiami, usłyszałam dźwięk gitary. Od razu się uśmiechnęłam, chyba się dogadamy.
- Hej, mogę wejść? - zapytałam, lekko uchylając drzwi.
- Pewnie, chodź. - powiedział i odłożył gitarę.
- Nie, nie przestawaj grać! Jesteś świetny… - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Od jak dawna grasz?
- Od jakiś trzech lat i dzięki… - odpowiedział i znów chwycił gitarę, zaczynając grać “Staiway To Heaven” - Led Zeppelin, a ja zaczęłam cicho śpiewać. W pewnym momencie Saul przestał grać.
- Ta, przepraszam, nie powinnam śpiewać, ale kocham tą piosenkę… - oblałam się rumieńcem..Tylko dlaczego? Nigdy nie byłam jakoś szczególnie nieśmiała, o co chodzi?
- Nie, ślicznie śpiewasz! - odpowiedział.
- Nie koniecznie, ale dobra, nie będę się kłócić, po prostu zmieńmy temat, bo nie lubię gadać o sobie - powiedziałam, zgodnie z prawdą.
- To mamy problem, bo ja też nie lubię mówić o sobie. - odpowiedział i zapadła cisza.
- Hmm, no to super… - powiedziałam ironicznie - Może po prostu graj dalej… I zaczął grać. Ja z niezwykłą uwagą się wsłuchiwałam. Zagrał całą piosenkę i już podchwyciliśmy jakiś wspólny temat, kiedy do pokoju wtargnęła moja mama.
- Amanda, zbieraj się, idziemy do domu, musimy skończyć się rozpakowywać, a ty musisz przygotować do szkoły, jutro twój pierwszy dzień.
- No dobra. - wstałam i nie chętnie wyszłam z matką. A już rozmowa zaczynała się kleić… - Pa Saul! - dodałam szybko, zanim jeszcze opuściłam jego pokój.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że w tym rozdziale za dużo się nie dzieje, ale to dopiero 1, jakoś muszę to zacząć i obiecuję, że powoli będzie się rozkręcać :) 
Piszcie, co myślicie, to dla mnie bardzo ważne!

niedziela, 1 września 2013

Liebster Blog Award

Tak, no więc, ja tez zostałam nomonowana do Liebster Blogger Award, a zawdzięczam to Cincilli, Michelle Rose i Wredne Kiwi, dziękuję Wam! Tak czy inaczej, mam trzy nominacje, więc postanowiłam, że odpowiem na wszystkie pytania, które zostały mi zadane, a jest ich 31 :) 
Blogi, które nominowałam: (kolejność nie ma znaczenia, wszyscy jesteście świetni!):
A teraz czas na odpowiedzi:
Od Michelle:
1. Czy podobają Ci się tatuaże ? 
Tak, nawet bardzo! Szczerze mówiąc planuję sobie kilka zrobić :)
2. Co planujesz robić w przyszłości ?
Dokładnie to jeszcze nie wiem, ale chyba chciałabym być dziennikarką albo reżyserem :) Na pewno chciałabym wyjechać do L.A. :D
3. Co lub kogo szanujesz najbardziej? 
Najbardziej szanuję ludzi prawdziwych i szczerych, takich, którzy nikogo nie udają i nie próbują być takim, jak dyktują mu inni.
4. Jaką cechę w sobie najbardziej lubisz ?
Wydaje mi się, że to, że jestem uparta i zawsze mam własne zdanie - nie lubię się podporządkowywać, tylko działam wg. własnych zasad :)
5. W ramach konkursu wygrałaś dzień ze swoim idolem. Jak spędzisz z nim czas ?
O booże... Pewnie gdyby coś takiego się stało, to najpierw bym kilka razy zemdlała, a jak bym się ogarnęła, to myślę, że spędziła bym z nim czas głównie na rozmowie, tak mi się wydaje :D
6. Co myślisz na temat wszelkiego rodzaju używek np. narkotyków, alkoholu ?
Ogólnie, to jestem przeciwna, ale tak nie zupełnie :p Jestem przeciwna jakimkolwiek uzależnieniom, ale tak okazjonalnie to wydaje mi się być okej. Wszystko spoko, ale najważniejsze, żeby z umiarem.
7.Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu ?
Myślę, że najważniejsze jest dążenie do wyznaczonych celów i oczywiście muzyka. Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, chociaż ani nie mam głosu, żeby śpiewać, ani nie umiem grać na żadnym instrumencie...
8. Trzy przymiotniki, którymi mogłabyś opisać siebie to ?
Trochę szalona, rozmarzona i raczej szczera.
9. Kto jest twoim idolem bądź autorytetem ?
Mam wielu idolów, jednak moim autorytetem jest Slash. Uwielbiam go za tą jego szczerość, całkowite poświęcenie się temu co robi i skromność - pomimo tego, że jest gwiazdą dużego formatu, jest skromny.
10. Twoja największa motywacja do prowadzenia bloga to ?
Na pewno motywują mnie komentarze z opiniami o tym, co pszę i jak piszę. Nie ważne, czy sś pochlebne czy nie, cenię szczerość. Dodam jeszcze, że prowadzę bloga po to, by w pewnym sensie opublikować tu swoje marzenia i emocje. 

Od Cincilli:
1.Twój blog został założony spontanicznie czy długo nad tym myślałaś.??
Raczej spontanicznie, chociaż już wcześniej miałam napisane trochę tej całej historii. Nigdy jednak nie myślałam, że ją opublikuję :D
2.Twoja największa zaleta.?
Tak jak pisałam wyżej, uważam, że fakt, iż mam własne zdanie.
3.Twoja największa wada.??
Chyba niecierpliwość i to, że często łapię doła... No i jestem też trochę nieśmiała, jeśli chodzi o występowanie przed kimś, bardzo tego nie lubię.
4. Ile czasu zajmuje ci napisanie posta.?
Zależy, czasami po prostu zaczynam pisać i kończę, np. 3 godziny później, mając cały rozdział, a czasami zajmuje mi to nawet ponad tydzień.
5.Czy wygląd bloga jest dla ciebie ważny?
No na pewno, nie lubię, kiedy jest czegoś za dużo i jest mało przejrzyście.
6.Dostałaś kiedyś komentarz od blogera/blogerki,której nie znasz.???
W sumie zaczynając pisać bloga, byłam mało obeznana w tym 'blogerskim środowisku', więc na pewno dostałam komentarz od kogoś, kogo nie znałam.
7.Ulubione słodycze??
Raczej nie mam jakiś specjalnie ulubionych, chociaż bardzo przepadam za czekoladą, lodami waniliowymi i ciastkami :)
8.Twoje największe hobby?
Chyba muzyka, uwielbiam środowisko muzyczne, kocham też śpiewać, chociaż nie mam głosu. Poza tym lubię czasami posiedzieć w ciszy i samotności, na przykład pisząc właśnie nowe rozdziały. Kiedyś nawet napisałam wiersz :p
9.Czego nigdy byś nie zrobiła??
Nigdy nie skrzywdziłabym zwierzęcia, człowieka raczej też nie, chociaż niektórzy to straszne dupki,  żeby gorzej nie powiedzieć.
10.Miałaś chwilę zwątpienia,np.gdy nie miałaś żadnych komentarzy.?
Często się martwię, ogólnie mam dość mało komentarzy, ale piszę bloga, bo wiem, że jest chociaż jakaś grupka ludzi, którym na mnie zależy, przynajmniej tak mi się wydaje. Bardzo Wam dziękuję, za to, że mnie czytacie i co ważne, komentujecie, a nawet czasami podtrzymujecie na duchu :)
11.Ulubiony zespół i gatunek muzyczny??
Jest wiele zespołów które lubię, jednak moi najukochańsi to Guns n' Roses. Gatunek to oczywiście rock, metal i ich podgatunki, chociaż muszę się przyznać, że czasami zdarza mi się słuchać jakiegoś popu, itp. Jednak są to rzadkie sytuacje, przykładowo, wtedy kiedy jestem smutna, lubię posłuchać różnych smutnych i dobijających piosenek... :)

Od Wrednego Kiwi:
1. Jaki jest twój ulubiony film?
Raczej nie mam jakiegoś ulubionego, chociaż bardzo podobały mi się: "Incepcja", "Lot" i "Apocalypto".
2. Chciałabyś coś zmienić w swoim wyglądzie lub charakterze?
W wyglądzie na pewno, twarz, figurę i włosy :p A co do charakteru, to chyba raczej nie :)
3. Ulubiony cytat?
Mam trzy, podam wszystkie :)
"Zycie to coś, co upływa, kiedy jesteś zajęty snuciem planów na przyszłość." ~John Lennon
"Najważniejszą rzeczą jest to, aby cieszyć się swoim życiem - być szczęśliwym - tylko to się liczy. ~Audrey Hepburn
"Życie jest po to, żeby je przeżyć. " ~Marilyn Monroe
4. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
Chyba najbardziej do Ameryki, chciałabym zwiedzić całą.
5. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
chciałabym mieszkać w Los Angeles, czy mi się to uda to nie wiem, ale o tym marzę.
6. Kto jest twoim autorytetem?
Jak już mówiłam, Slash.
7. Jaki  masz stosunek do narkotyków i innych używek?
Na to też odpowiadałam, ogólnie nie mam nic przeciwko, ale jeśli ma się umiar. Jeśli popadnie się w nałóg, to to najgorsze, co może być.
8. Żałujesz jakiejś rzeczy w swoim życiu?
Żałuję, że nie urodziłam się w latach 80, najlepiej w L.A...
9. Możesz przenieść się w czasie. Korzystasz?
Oczywiście, że tak! 
10. Masz rodzeństwo?
Tak, starszego brata :)

I moje pytania do Was:
1. Czym dla Ciebie jest muzyka?
2. Co lubisz robić w wolnym czasie?
3. Umiesz grać na jakimś instrumencie?
4. W której teraz jesteś klasie?
5. Kto jest Twoim autorytetem, jeśli oczywiście masz kogoś takiego?
6. Pięć ulubionych piosenek?
7. Dwa ulubione filmy?
8. Epoka, w której chciałabyś/chciałbyś żyć?
9. Opisz siebie w jednym lub dwóch zdaniach.
10. Za co lubisz Guns n' Roses?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z moich odpowiedzi i że chociaż trochę pozwoli Wam to mnie poznać :) Od razu mówię, że wszystkie odpowiedzi były w 100% szczere.
Jeszcze raz dziękuję, za nominację :D Jeśli chcielibyście o coś jeszcze zapytać, to piszcie w komentarzach :p