O jeejku, ostatnia notka 2 września? Bardzo Was za to przepraszam kochani! Ale te ostatnie dwa tygodnie były dla mnie trudne, maiłam ogromnego doła i nie miałam weny..
A z resztą nie ważne, chcę Was tylko przeprosić, będę starać się dodawać częściej! (ale nic nie obiecuję...) A teraz łapajcie rozdział 18 :)
A i tak w ogóle, to zaczynam odmieniać imię Sarah, jako 'Sary' albo 'z Sarą',
bo to 'Sarhą' lub 'Sarhy' jakoś mi nie pasuje :p
Także zapraszam do czytania!
- Izzy zabrał je do wesołego miasteczka. - powiedział Slash.
- Izzy zabrał ja na plażę - powiedział dokładnie w tym samym momencie Steven.
- Yy, Izzy zabrał je do wesołego miasteczka na plaży… - wyjaśnił Duff i zrobił głupkowatą minę. Widziałam, że coś nie gra, widziałam zakłopotanie w ich oczach.
- Coś wam kiepsko idzie kłamanie… - powiedziałam i spiorunowałam ich wzrokiem. Pierwszy wysypał się Saul, zaczął mówić, jak mi się wydawało, prawdę.
- No okej, powiem prawdę, ale nie bij! - spojrzałam na niego pytająco - A więc, wstałem jakieś trzy godziny temu, wiesz, jak zazwyczaj, to było chyba po jedenastej i się ubrałem. Postanowiłem zejść na dół, żeby coś zjeść i tym podobne i przechodząc koło pokoju dziewczynek się nieco zdziwiłem, bo było zupełnie cichutko, a one zazwyczaj wstają wcześniej i się bawią, co chociaż trochę słychać, a tym razem było zupełnie cicho, normalnie jak na cmentarzu… Bo na cmentarzach jest cicho, co nie? No...
- Coś wam kiepsko idzie kłamanie… - powiedziałam i spiorunowałam ich wzrokiem. Pierwszy wysypał się Saul, zaczął mówić, jak mi się wydawało, prawdę.
- No okej, powiem prawdę, ale nie bij! - spojrzałam na niego pytająco - A więc, wstałem jakieś trzy godziny temu, wiesz, jak zazwyczaj, to było chyba po jedenastej i się ubrałem. Postanowiłem zejść na dół, żeby coś zjeść i tym podobne i przechodząc koło pokoju dziewczynek się nieco zdziwiłem, bo było zupełnie cichutko, a one zazwyczaj wstają wcześniej i się bawią, co chociaż trochę słychać, a tym razem było zupełnie cicho, normalnie jak na cmentarzu… Bo na cmentarzach jest cicho, co nie? No...
- Slash - przerwałam mu - może przejdziesz do sedna i powiesz wreszcie co się stało?
- Dobra, już. No to, wszedłem do pokoju dziewczynek i znalazłem tam karteczkę z napisem “Kochani wujkowie, poszłyśmy pobawić się na dwór. Nie chciałyśmy was budzić. P.S. Same zrobiłyśmy sobie śniadanie, więc nie musicie się martwić. ~Alicia i Liv.”. I obudziłem wszystkich i poszliśmy ich szukać, ale nadal nie wiemy, gdzie są.
- Nie wiecie gdzie są i zamiast ich szukać, siedzicie przed telewizorem i oglądacie mecz? Co z wami jest nie tak? Ja pierdolę, wiecie, że czasem warto używać mózgów? Na serio, nawet na kilka godzin nie można was zostawić! Boże, a co będzie, jeśli one się nie znajdą, co ja powiem Tyler’owi? On mnie zabije, przecież to jego córka, i córka jego przyjaciół… - jak to miałam w zwyczaju, zaczęłam histeryzować i zadawać miliard pytań na minutę…
- Ann, spokojnie! - Duff mnie objął. - Wszystko będzie okej! - pocieszał.
- Nie, nic nie będzie okej, pomyśl tylko co będzie jeśli one się nie znajdą. Albo jeśli ktoś je znalazł i skrzywdził, przecież to tylko dzieci, a my jesteśmy w Los Angeles, na pewno są tu pedofile i… - przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. Wszedł Izzy.
- Nie wiecie gdzie są i zamiast ich szukać, siedzicie przed telewizorem i oglądacie mecz? Co z wami jest nie tak? Ja pierdolę, wiecie, że czasem warto używać mózgów? Na serio, nawet na kilka godzin nie można was zostawić! Boże, a co będzie, jeśli one się nie znajdą, co ja powiem Tyler’owi? On mnie zabije, przecież to jego córka, i córka jego przyjaciół… - jak to miałam w zwyczaju, zaczęłam histeryzować i zadawać miliard pytań na minutę…
- Ann, spokojnie! - Duff mnie objął. - Wszystko będzie okej! - pocieszał.
- Nie, nic nie będzie okej, pomyśl tylko co będzie jeśli one się nie znajdą. Albo jeśli ktoś je znalazł i skrzywdził, przecież to tylko dzieci, a my jesteśmy w Los Angeles, na pewno są tu pedofile i… - przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. Wszedł Izzy.
- I co, wiesz gdzie są? - zapytałam, podbiegając do niego.
- Nie . - odpowiedział krótko i poszedł do swojego pokoju. Nigdy nie ogarniałam tego człowieka. Zawsze taki spokojny i tajemniczy. No nic.
- Boże, na pewno coś im się stało, musimy zadzwonić na policję, powiadomić o tym jakieś służby, przecież musimy je znaleźć! - ciągnęłam dalej.
- Ale kogo? - usłyszałam dziecięcy głos za moimi plecami.
- Nie . - odpowiedział krótko i poszedł do swojego pokoju. Nigdy nie ogarniałam tego człowieka. Zawsze taki spokojny i tajemniczy. No nic.
- Boże, na pewno coś im się stało, musimy zadzwonić na policję, powiadomić o tym jakieś służby, przecież musimy je znaleźć! - ciągnęłam dalej.
- Ale kogo? - usłyszałam dziecięcy głos za moimi plecami.
- Liv, Alicia! - wykrzyknęłam radosna i pobiegłam je przytulić. O masakra, kamień spadł mi z serca. - Ale jak to, gdzie byłyście? - zapytałam, kiedy przetworzyłam, co się właśnie stało.
- Na ogródku, przecież napisałam kartkę i zostawiłam ją w pokoju. Nikt jej nie przeczytał? - powiedziała Alicia.
- Tak tak, przeczytał. A teraz, jak byście mogły, może idźcie do pokoju się dalej bawić, co? Ja muszę porozmawiać z waszymi ukochanymi wujkami.
- Na ogródku, przecież napisałam kartkę i zostawiłam ją w pokoju. Nikt jej nie przeczytał? - powiedziała Alicia.
- Tak tak, przeczytał. A teraz, jak byście mogły, może idźcie do pokoju się dalej bawić, co? Ja muszę porozmawiać z waszymi ukochanymi wujkami.
- Dobrze. - odpowiedziała Liv i pociągnęła Ali za rączkę.
- Zapytam jeszcze raz, czy kiedykolwiek używacie swoich mózgów? Jak mogliście nie sprawdzić na ogródku, jak do cholery? - zapytałam, ostro wkurzona ich bezmyślnością.
Slash tylko wzdrygnął ramionami i wrócili do oglądania meczu. Najchętniej to rozwaliłabym im te głupie łby! “Dobra, opanuj się, opanuj, pomyśl o tym co dobre, jutro twoja pierwsza sesja”. Poszłam do pokoju i postanowiłam urządzić sobie drzemkę.
Slash tylko wzdrygnął ramionami i wrócili do oglądania meczu. Najchętniej to rozwaliłabym im te głupie łby! “Dobra, opanuj się, opanuj, pomyśl o tym co dobre, jutro twoja pierwsza sesja”. Poszłam do pokoju i postanowiłam urządzić sobie drzemkę.
Lindsay
Kiedy obudziłam się rano, Rudzielec spał przytulony do mnie. Chciałam jednak wstać, więc lekko go przesunęłam, a ten się od razu obudził.
- Śpij dalej, ja tylko chcę iść pod prysznic. - powiedziałam cicho, kiedy jego zielone oczy spotkały się z moimi.
- Nie, nie chcę już spać. Wolałbym pójść pod prysznic razem z tobą.. I przepraszam. Przepraszam, że tak się wczoraj skupiałem tylko na pisaniu tekstów, ale zrozum, miałem taki nagły przypływ weny. Ale wiesz, kiedy już będziemy sławni, a piosenki, które wczoraj napisałem będą super-hitami, przypomnę ci o tym, że kiedy ja tworzyłem coś tak genialnego, ty strzelałaś focha.
- Wiesz, nie umiesz przepraszać… - podsumowałam, śmiejąc się.
- To co mam zrobić?
- Ehh, po prostu mnie pocałuj!
- Śpij dalej, ja tylko chcę iść pod prysznic. - powiedziałam cicho, kiedy jego zielone oczy spotkały się z moimi.
- Nie, nie chcę już spać. Wolałbym pójść pod prysznic razem z tobą.. I przepraszam. Przepraszam, że tak się wczoraj skupiałem tylko na pisaniu tekstów, ale zrozum, miałem taki nagły przypływ weny. Ale wiesz, kiedy już będziemy sławni, a piosenki, które wczoraj napisałem będą super-hitami, przypomnę ci o tym, że kiedy ja tworzyłem coś tak genialnego, ty strzelałaś focha.
- Wiesz, nie umiesz przepraszać… - podsumowałam, śmiejąc się.
- To co mam zrobić?
- Ehh, po prostu mnie pocałuj!
Slash
Oglądaliśmy telewizję, kiedy zadzwonił telefon. Znowu to ja wstałem, żeby odebrać. Tym razem na pewno nie zgodzę się na żadną opiekę nad dziećmi, o nie!
- Halo? - powiedziałem do słuchawki.
- O hej Slash, to ty.. Mógłbyś mi dać do telefonu Liz? - usłyszałem głos Victorii.
- O hej Slash, to ty.. Mógłbyś mi dać do telefonu Liz? - usłyszałem głos Victorii.
- Ale Liz nie ma, jest na wakacjach z Axlem. A co się stało?
- A nie nic, chciałam dzisiaj wieczorem z nią wyskoczyć do Rainbow, wiesz - pogadać, napić się, itp. No szkoda, że jej nie ma, to pa!
- Nie, nie, nie! Zaczekaj! - wykrzyczałem do słuchawki, zanim Vicky się rozłączyła. - Jeśli chciałaś wyjść do Rainbow, to ja chętnie mogę z tobą iść, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko…
- No, jeśli to nie jest dla ciebie kłopotem, to w sumie czemu nie. W takim razie spotkajmy się przed barem, 19:00 pasuje? - jeeest! Udało się!
- Pewnie, w takim razie do zobaczenia! - i szybko się rozłączyłem. Nareszcie umówiłem się z Victorią, o tak! Opanowałem się i wróciłem do salonu.
- Kto dzwonił? - zapytał Stev.
- Victoria, umówiłem się z nią dzisiaj w Rainbow. - powiedziałem, zupełnie opanowany, chociaż w środku cholernie się cieszyłem. Tak, ona mi się podobała, ale nie lubię mówić o uczuciach.
- Victoria, umówiłem się z nią dzisiaj w Rainbow. - powiedziałem, zupełnie opanowany, chociaż w środku cholernie się cieszyłem. Tak, ona mi się podobała, ale nie lubię mówić o uczuciach.
- A mogę iść z tobą?
- Nie ma mowy!
- No błaaagam! - powiedział i zrobił minę przybitego psa.
- Ehh, no dobra… Ale masz się zachowywać! - powiedziałem i wróciłem do oglądania meczu, który za chwile i tak się kończył. Wygrywaliśmy 3:0…
OKOŁO 18:40.
- Steven, zbieraj dupę, bo wychodzimy. Chyba, że jednak nie chcesz iść…
- Chcę, już biegnę, tylko koszulkę założę! - usłyszałem z góry. Minutę później już wychodziliśmy. W duchu cieszyłem się jak głupi - Victoria cholernie mi się podoba, chociaż za dobrze jej nie znam, ale wydaje mi się, że jesteśmy podobni. To pierwsza dziewczyna, o której myślę w ten sposób, chyba się w niej zakochałem. Hudson, ogarnij dupę, przecież ona jest tak śliczna, że pewnie ma tysiące ‘adoratorów’...
- O kurwa! - wykrzyknąłem, lecąc na ziemię. - No zajebiście! - znów krzyknąłem, kiedy po podniesieniu się zauważyłem moją rękę- miałem rozcięcie na dole dłoni, z którego płynęła ciurkiem krew. - Pieprzony chodnik! Steven nie masz przypadkiem plastra? - zapytałem blondyna, który mi się przyglądał, debilnie się przy tym śmiejąc.
- A to czekaj, ja poszukam. - powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. - 5 dolców, jakaś igła, plastikowa łyżeczka, o jest!
- Co, masz ten plaster? - zapytałem z nadzieją.
- Nie, ale znalazłem gumę do żucia. Lubię żuć gumy!
- To dalej, szukaj tego plastra! - co za kretyn..
- Muszelka, ząb... Tak, mam plaster! I to w małpki!
- Dawaj go! - wyrwałem mu plaster i szybko zakleiłem ranę. - Steven, powiedz, dlaczego do cholery masz zęba w kieszeni? - tak, to było dziwne.
- Na czarną godzinę, jak już nie będę miał kasy, to go włożę pod poduszkę i wróżka-zębuszka mi da hajs, przecież to logiczne.. - wyjaśnił. Tak ‘faktycznie logiczne’...
- Dobra, mniejsza o to, dalej, idziemy! - powiedziałem i popędziliśmy w stronę baru. Kiedy przyszliśmy, dziewczyny już czekały. Chwila chwila, dziewczyny? Najwyraźniej Victoria przyprowadziła jakąś koleżankę, w sumie dobrze się składa, Steven będzie miał towarzystwo..
- A to czekaj, ja poszukam. - powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. - 5 dolców, jakaś igła, plastikowa łyżeczka, o jest!
- Co, masz ten plaster? - zapytałem z nadzieją.
- Nie, ale znalazłem gumę do żucia. Lubię żuć gumy!
- To dalej, szukaj tego plastra! - co za kretyn..
- Muszelka, ząb... Tak, mam plaster! I to w małpki!
- Dawaj go! - wyrwałem mu plaster i szybko zakleiłem ranę. - Steven, powiedz, dlaczego do cholery masz zęba w kieszeni? - tak, to było dziwne.
- Na czarną godzinę, jak już nie będę miał kasy, to go włożę pod poduszkę i wróżka-zębuszka mi da hajs, przecież to logiczne.. - wyjaśnił. Tak ‘faktycznie logiczne’...
- Dobra, mniejsza o to, dalej, idziemy! - powiedziałem i popędziliśmy w stronę baru. Kiedy przyszliśmy, dziewczyny już czekały. Chwila chwila, dziewczyny? Najwyraźniej Victoria przyprowadziła jakąś koleżankę, w sumie dobrze się składa, Steven będzie miał towarzystwo..
- Hej, nareszcie jesteście! - powiedziała Vicky. - Nie byłam pewna, czy się nie obrazisz, że wzięłam przyjaciółkę, ale widzę, że ty też kogoś przyprowadziłeś. - dodała i słodko się uśmiechnęła. Wyglądała tak pięknie..Steven
- Hej, jestem Sarah. - powiedziała piękna, brązowooka blondynka i podała mi rękę.
- Steven. - odpowiedziałem i uścisnąłem jej małą dłoń.
- To co, chodźmy do środka. - zaproponowała Victoria, co też uczyniliśmy. Weszliśmy do baru i zajęliśmy stolik na końcu sali. Usiadłem naprzeciwko Sary, a Slash naprzeciwko Vicky. Krótką chwilę później pojawiła się kelnerka.
- Co podać? - powiedziała skrzeczączym głosem, od którego chciało mi się śmiać, jednak starałem się powstrzymać.
- 4 razy Jack’a Daniels’a prosimy. - złożyła zamówienie Victoria.
- Już się robi. - znów wyskrzeczała kelnerka i odeszła. W tym momencie razem z Sarą wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Czyli, że coś nas łączy…
Wieczór mijał dobrze, w sumie nie wypiliśmy jakoś dużo, ale bardzo dobrze nam się gadało. Hudsonowi z Vicky chyba też, ale skupiałem się głownie na Sarze.
- To my idziemy do mnie, dzięki za wieczór, fajnie było. - powiedziała Victoria, razem ze Slashem wstając od stolika. - Aha, macie tutaj na zapłacenie rachunku, pa! - dodała, kładąc 50 dolców na stoliku i szybkim marszem oddalili w stronę wyjścia.
- Ej no, Vicky, czekaj, ale co ze mną? - powiedziała Sarah, jednak pary nie było już w lokalu.
- Ale jak to co z tobą? - zapytałem zdezorientowany.
- Z Victorią wynajmujemy mieszkanie wspólnie i mamy jedną sypialnię, a jeśli ona poszła tam ze Slashem, to tak jakby nie mam gdzie spać… - wyjaśniła.
- No to zapraszam do Hellhouse. Skoro Hudson poszedł do Vicky, to jego pokój jest wolny. - zaproponowałem.
- Nie mogę przecież wam się tak do domu wpakować… Dobra, jakoś dam radę, coś wymyślę.
- Ale w ogóle nie ma dyskusji, idziesz do nas, a nie! W końcu nie będziesz na ulicy spać, nie pozwolę na to. To żaden problem, zajmiesz miejsce Saula.
- Ehh, w takim razie dziękuję! - odpowiedziała i mnie przytuliła. Zapłaciliśmy rachunek i wyszliśmy. Do domu szliśmy wolnym krokiem, rozmawiając o swojej przeszłości itp. W środku przywitała nas ogólnie cisza, przerywana jedynie cichym chrapaniem Izzy’ego, który spał na kanapie. Zaprowadziłem Sarę do pokoju Slasha, dałem jej jakąś moją koszulkę do spania i sam poszedłem spać. Nie do końca jednak mi to wyszło, bo zaczęło lać i grzmieć.
- Steven… - usłyszałem w drzwiach.
- No? - to była Sarah.
- Mogę tu z tobą posiedzieć? Bo ja się od dziecka boję burzy…
- No jasne, siadaj! - powiedziałem i poklepałem miejsce obok mnie na łóżku. Gadaliśmy chyba z dwie godziny, po czym Sarah zasnęła w moich ramionach. Ona tak cholernie mi się podoba…
- Steven. - odpowiedziałem i uścisnąłem jej małą dłoń.
- To co, chodźmy do środka. - zaproponowała Victoria, co też uczyniliśmy. Weszliśmy do baru i zajęliśmy stolik na końcu sali. Usiadłem naprzeciwko Sary, a Slash naprzeciwko Vicky. Krótką chwilę później pojawiła się kelnerka.
- Co podać? - powiedziała skrzeczączym głosem, od którego chciało mi się śmiać, jednak starałem się powstrzymać.
- 4 razy Jack’a Daniels’a prosimy. - złożyła zamówienie Victoria.
- Już się robi. - znów wyskrzeczała kelnerka i odeszła. W tym momencie razem z Sarą wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Czyli, że coś nas łączy…
Wieczór mijał dobrze, w sumie nie wypiliśmy jakoś dużo, ale bardzo dobrze nam się gadało. Hudsonowi z Vicky chyba też, ale skupiałem się głownie na Sarze.
- To my idziemy do mnie, dzięki za wieczór, fajnie było. - powiedziała Victoria, razem ze Slashem wstając od stolika. - Aha, macie tutaj na zapłacenie rachunku, pa! - dodała, kładąc 50 dolców na stoliku i szybkim marszem oddalili w stronę wyjścia.
- Ej no, Vicky, czekaj, ale co ze mną? - powiedziała Sarah, jednak pary nie było już w lokalu.
- Ale jak to co z tobą? - zapytałem zdezorientowany.
- Z Victorią wynajmujemy mieszkanie wspólnie i mamy jedną sypialnię, a jeśli ona poszła tam ze Slashem, to tak jakby nie mam gdzie spać… - wyjaśniła.
- No to zapraszam do Hellhouse. Skoro Hudson poszedł do Vicky, to jego pokój jest wolny. - zaproponowałem.
- Nie mogę przecież wam się tak do domu wpakować… Dobra, jakoś dam radę, coś wymyślę.
- Ale w ogóle nie ma dyskusji, idziesz do nas, a nie! W końcu nie będziesz na ulicy spać, nie pozwolę na to. To żaden problem, zajmiesz miejsce Saula.
- Ehh, w takim razie dziękuję! - odpowiedziała i mnie przytuliła. Zapłaciliśmy rachunek i wyszliśmy. Do domu szliśmy wolnym krokiem, rozmawiając o swojej przeszłości itp. W środku przywitała nas ogólnie cisza, przerywana jedynie cichym chrapaniem Izzy’ego, który spał na kanapie. Zaprowadziłem Sarę do pokoju Slasha, dałem jej jakąś moją koszulkę do spania i sam poszedłem spać. Nie do końca jednak mi to wyszło, bo zaczęło lać i grzmieć.
- Steven… - usłyszałem w drzwiach.
- No? - to była Sarah.
- Mogę tu z tobą posiedzieć? Bo ja się od dziecka boję burzy…
- No jasne, siadaj! - powiedziałem i poklepałem miejsce obok mnie na łóżku. Gadaliśmy chyba z dwie godziny, po czym Sarah zasnęła w moich ramionach. Ona tak cholernie mi się podoba…
Zastanawiałem się jeszcze, dlaczego Izzy był taki przygnębiony po południu i po chwili sam odpłynąłem do Krainy Morfeusza.
***
ZNOWU ŻULĘ KOMENTARZE :D Nie no, po prostu bardzo mi zależy na Waszej opinii, chciałabym wiedzieć, czy Wam się podoba, czy robię jakieś postępy, albo czy powinnam coś zmienić, itp..
TO JEST ZAJEBISTE. NIE ZMIENIAJ.
OdpowiedzUsuńNie mam nic więcej do powiedzenia.
Boże nie ma to jak szukać dzieci po całym LA i nie wpaść na to że bawią się w ogrodzie >.<
OdpowiedzUsuńLogika Stevena. 'Wróżka zębuszka da mi hajs' jebłam i nie wstaję^^
Co do zmian to... w sumie jest okej, tylko przydałoby się ciut więcej opisów zamiast aż tylu dialogów(też mam z tym problem;)) No i strasznie szybko lecisz z akcją, ale rozumiem cię.
No i ostatnio przeczytałam jeszcze caałe Twoje pierwsze opowiadanie i się uzależniłam :o Co tu dużo pisać - zajebiste ;D
OdpowiedzUsuń