niedziela, 20 października 2013

" Live and Let Die" - Rozdział 3

12 listopada, 1983r.


Przed imprezą wyskoczyliśmy z Saulem do 7-eleven, po jakieś przekąski i co najważniejsze - alkohol. O 19 zaczęli się schodzić goście - pierwsi przyszli Ivy i Steven. Później kilku punków, których zaprosiłam. Następne były Mary i Bloo - dwie gotki. Po chwili przyszło jeszcze paru znajomych o podobnym guście muzycznym do naszego. Myślałam, że to już koniec, ale nie, co chwila przyłaziły tabuny ludzi. Ktoś włączył muzykę i wszyscy zaczęli tańczyć.
Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi. “Jeszcze więcej ludzi?! I tak mieszkanie już pęka w szwach!” - pomyślałam i pobiegłam otworzyć je otworzyć.
- Dzień Dobry, pani to Amanda Brooks? - zapytał kurier.- Tak, to ja.- Mam dla pani przesyłkę, tylko proszę podpisać o tu - powiedział i podał mi potwierdzenie odbioru. Szybko trzasnęłam podpis i odebrałam paczkę, by po chwili ją otworzyć. W środku znalazłam kartkę urodzinową i kolejną, troszkę mniejszą paczkę. Po odpakowaniu jej, moim oczom ukazała się koszulka z AC/DC. Zawsze taką chciałam, kochana Randy!
- A bo tu mam jeszcze jedna paczkę dla pani. Proszę o podpisik tutaj. - znów nabazgrałam moje imię i nazwisko - Dziękuję, miłej zabawy! - powiedział kurier i sobie poszedł, a ja zostałam z kolejna paczką na rękach, jednak ta była większa. Po rozwaleniu opakowania, znów zobaczyłam kartkę z życzeniami - tym razem jednak od rodziców. “Mamy nadzieję, że prezent Ci się spodoba. Pamiętaj, że Cie kochamy! Wszystkiego najlepszego córeczko i miłej zabawy! ~Mama i tata.” przeczytałam i aż mi się łezka w oku zakręciła. Żałowałam, że nie mamy lepszego kontaktu, tak jak na przykład Randy i jej rodzice, ale co zrobić? Wziąć się za siebie… Wracając do prezentu, podniosłam papier, który zakrywał tą niespodziankę i zobaczyłam przepiękną, nową gitarę. Na twarzy od razu pojawił się ogromny uśmiech. Postanowiłam, że zaniosę mój cudeńko do pokoju i gdzieś schowam, żeby nikt mi jej nie ukradł. Odstawiłam ją za łóżko i wróciłam do salonu.
- Raczej powinnam zapytać się, skąd ty ją masz? Przecież ją ukryłam! - zapytałam zdziwiona.
- Jak cię zanosiłem do łóżka to ją zauważyłem i postanowiłem, że przetestuję.. A teraz ty odpowiedz na moje pytanie. - powiedział i walnął ten swój jakże piękny uśmiech.
- Może byśmy obejrzeli jakiś film? - zaproponowałam.


Chwile gapiłam się na koszulkę i kartkę z życzeniami, kiedy dostałam puszką w głowę. No tak, przypomniało mi się, że muszę zająć się imprezą, żeby mi domu nie roznieśli... Po chwili jednak znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. “Co tym razem?” pomyślałam i  polazłam je otworzyć.
~ * ~
Alkohol lał się hektolitrami - każdy coś tam przynosił, więc zapasy były ogromne. Było ogólnie spoko, ale po jakiś 3 godzinach wszystko wymykało mi się spod kontroli. Ktoś rzucał sobie zabytkowym wazonem mamy. Jeszcze inni dorwali się do moich kosmetyków. Kiedy poszłam do mojego pokoju, zastałam tam jakąś dobierającą się do siebie parę.
- Heej, zjeżdżajcie stąd, już! - wykrzyknęłam wkurzona. Przecież mówiłam, że bawimy się tylko w salonie!
- Saul! - zaczęłam krzyczeć, obracając się na pięcie z zamiarem wyjścia z pokoju, kiedy na kogoś wpadłam. Na szczęście tym kimś był Slash. - Właśnie cię szukałam! Błagam, pomóż mi jakoś wyrzucić tych ludzi z mojego mieszkania! Zaraz tu wszystko rozwalą, rodzice mnie zabiją!
- Dobra, Amy spokojnie! Zaraz to ogarnę. - powiedział i poszedł do salonu. Wyłączył muzykę i wszedł na stolik, który stał przed telewizorem. Rozległo się głośne “buuuu”.
- Ludzie, proszę się kierować do wyjścia, imprezka skończona! - wykrzyczał, ale ludzie ani drgnęli. Ktoś znów włączył muzykę, a wszyscy znów zaczęli tańczyć. Jednak opanowany Hudson zszedł ze stolika, by znowu ją wyłączyć..  - Musicie zjeżdżać, gliny tu jadą! - wykrzyczał. Podziałało! Ludzie zaczęli biec do wyjścia. Pewnie nie jeden z nich miał w swoim posiadaniu jakieś dragi... Kiedy w mieszkaniu zostaliśmy tylko my + Ivy i Steven, Saul zatrzasnął drzwi i powiedział:
- Proszę bardzo!
- Dziękuję!
- Nie ma sprawy, mam tylko jedną przykrą wiadomość - ktoś zostawił ci niespodziankę na wycieraczce… - podeszłam do drzwi, by sprawdzić o co chodzi. Taa, ktoś zwrócił tam zawartość swojego żołądka... No cóż, ważniejsze jest to, że nic nie było zniszczone. No i zostały nam całkiem duże zapasy alkoholu, więc by dalej czcić moje urodziny, wzięliśmy się za nie...
~ * ~
Rano obudziłam się w łóżku, chociaż nie mam pojęcia jak się tu dostałam...
- O hej, już nie śpisz? - usłyszałam głos Slasha, który siedział na fotelu z moją kochaną, nowiutką gitarą w rękach.
- Nie, nie śpię.. - odpowiedziałam, i postanowiłam, że wstanę. Jednak kiedy tylko postawiłam pierwszy krok, chwyciłam się za głowę i znów usiadłam na łóżku.
- Co, czyżby kac? - zapytał Hudson z przekąsem.
- Kac-gigant. - odparłam. - Ile ja wczoraj wypiłam? I jak to możliwe, że mam takiego kaca, a ty nic?
- No widzisz, trening czyni mistrza! A ile dokładnie wypiłaś, to nie wiem, ale dość dużo… Także polecam wziąć jakieś tabletki przeciwbólowe i wypić mocną kawę. A tak w ogóle, to fajna gitara, skąd ją masz?
- Wczoraj dostałam, od rodziców, przysłali mi prosto ze Seattle. - odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech. - A co, fajna?
- Bardzo!
- Dobrze się gra?
- Bardzo!
- To mam taki pomysł - ty mi przyniesiesz tabletki i kawę, a ja ci pozwolę jeszcze grać, co ty na to? - zapytałam i znów jebnęłam uśmiech.
- No dobra, czemu nie.. - odpowiedział i poleciał do kuchni, chwilę później wracając z moim zamówienie. Połknęłam tabletki i zasnęłam, mimo, że wypiłam wielki kufel mocnej kawy..
~ * ~
Obudziłam się ok. 19, czując się o niebo lepiej. Naszła mnie ochota na obejrzenie jakiegoś dobrego filmu. Przebrałam się w świeże ubrania i poszłam do salonu, gdzie na kanapie zastałam Saula. Nadal grał na mojej gitarze.
- Hejka Saulie! - powiedziałam, bo mnie nie zauważył. Był normalnie zahipnotyzowany ta gitarą.
- O hej. - odpowiedział, nie przerywając gry.
- Ee, no jasne, jeśli chcesz.. - powiedział i odłożył gitarę, po czym włączył telewizor. Zaczął lecieć jakiś film akcji, który zapowiadał się całkiem dobrze. Mocno wciągnęłam się w fabułę, gdy nagle przerwali transmisję. “Breaking news - szaleniec na wolności. Dziś po południu ze szpitala psychiatrycznego w Seattle uciekł pacjent, po czym dokonał masowego mordu. 10 osób nie żyje, 30 jest w krytycznym stanie. Winowajca podjechał do centrum miasta, zaczął strzelać z broni maszynowej, po czym uciekł czarnym jeepem. Nikt nie wie, gdzie się podziewa. Prosimy zachować ostrożność, szczególnie mieszkańców Seattle i okolic. Spośród zamordowanych udało się zidentyfikować 7 osób, na podstawie dokumentów, które przy sobie miały. A oto ich nazwiska: Stephanie LaRex, Zach Socknat, Emilia Stonhage, Matilda Dreks, Andrea Brooks, Dale Brooks oraz Jack Ethse. Składamy kondolencje rodzinom zamordowanych.” Siedziałam teraz, z miną, która wyrażała dokładnie nic, po prostu gapiłam się w ekran telewizora, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Patrzyłam na drastyczne zdjęcia, na ciała leżące gdzieś na chodniku w Seattle. Dlaczego akurat moi rodzice musieli znaleźć się pośród tych 10, które zmarły? Dlaczego nie mogli być dwójką pośród tych 40, które nadal żyją? Dlaczego do cholery?! Z oczu zaczęły lecieć mi łzy, jednak siedziałam dalej, patrząc się w ten pieprzony ekran. Siedziałam niewzruszona. Czułam, że Saul mnie obserwuje i nie do końca wie, co zrobić. Łzy lały mi się strumieniami, ale moja mina nadal była taka sama - nijaka. W tym momencie czułam ból, jednak nie ból fizyczny. To był wewnętrzny ból, skaza pozostawiona na mojej psychice. Ten kurewski ból wypełniał całe moje ciało, ale pomimo tego nic się nie zmieniło. Siedziałam tak, jak siedziałam, z taką samą miną, w takiej samej pozycji. Jedynie koszulka była coraz bardziej mokra. Mijał minuty, komunikat był w kółko powtarzany, w kółko patrzyłam na zdjęcia moich rodziców, którzy teraz, po prostu są już martwi. Tak o! Z dnia na dzień przestali istnieć, tylko przez jakiegoś cholernego psychopatę!
- Amy, żyjesz? Ja, nawet nie wiem, co mam powiedzieć… - zaczął Slash, bo siedziałam jak sparaliżowana. Działo się tak zawsze, kiedy się bałam. Po prostu dostawałam paraliżu.
W końcu nie wytrzymałam, byłam silna, ale nie aż tak. To było za dużo. Wybuchnęłam płaczem, by po chwili moczyć jego koszulkę. Po pół godzinie leciało mi coraz mniej łez, jednak czułam się tak samo źle.
- To moja wina! - powiedziałam, po przemyśleniu sobie wszystkiego. - To moja pieprzona wina, to ja chciałam, żeby wyjechali! To ja nalegałam, żeby dali mi odrobinę swobody i jeszcze cieszyłam się, kiedy odjeżdżali! Rozumiesz, cieszyłam się, z tego, że wyjeżdżają, żeby umrzeć! Czuję się jak śmieć, jak największy śmieć na świecie! Może i mieliśmy nie za dobrego kontaktu, ale oni byli dla mnie kurewsko ważni!
- Amy, spokojnie, o czym ty mówisz do cholery? Jaka twoja wina? Przecież nikt nie mógł przewidzieć, że jakiś psychopata ucieknie ze szpitala dla czubków! - uspokajał mnie Saul. Jednak mimo to, nadal czułam się jak winowajca. Z oczu znów polały się potoki łez, a uspokoiłam się dopiero gdy wymęczona tym wszystkim zasnęłam.



~*~*~*~*~
I tak oto mamy kolejny rozdział.. Przepraszam, że tak długo nic nie dodałam, ale mam jakiś brak weny. Mam nadzieję, że chwilowy...
No i z tego powodu nie jestem za bardzo zadowolona z tego rozdziału, nie wyszedł tak, jak miał wyjść, jest raczej kiepski... No, ale nie mnie to oceniać!
A właśnie, informacja techniczna - zmieniłam nazwę, jeśli jeszcze ktoś tego nie wie ;)


środa, 2 października 2013

Rozdział 19


Ann

Obudziłam się ok. 8, wyspana jak nigdy. Poszłam wziąć szybki prysznic, zjadłam śniadanie i zaczęłam oglądać telewizję, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Poszłam oczywiście je otworzyć.
- Hej Ann! Przepraszam, że dopiero dzisiaj przyjechałem, wiem, że miałem być wczoraj, ale mieli jakieś problemy z tym pieprzonym samolotem, i przyleciałem dopiero dzisiaj. - powiedział Steven Tyler jednym tchem.
- O, faktycznie, nawet zapomniałam, że miałeś przyjechać wczoraj. - odpowiedziałam i walnęłam uśmiechem.
- To gdzie dziewczynki?
- Jeszcze śpią, ale zaczekaj, zaraz pójdę je obudzić. To może wjedź, siadaj na kanapie, czy gdzie tam chcesz.. W każdym razie czuj się jak  siebie, zaraz wracam. - Powiedziałam i poleciałam na górę.
- Liv wstawaj, Alicia też! Wasi rodzice przyjechali, wracacie do domu! - zaczęłam krzyczeć, zadowolona z tego faktu. One nie były jakieś uciążliwe, ale jednak dzieci = odpowiedzialność.
- Tatuś przyjechał? - zapytała wesoła Liv.
- Tak, przyjechał, ubieraj się szybko ido niego leć! - jak powiedziałam, tak zrobiła, nie zdążyłam nawet zauważyć, a ona już była przebrana, uczesana i spakowana. Alicia miała troszkę wolniejsze tempo, ale 2 minuty później byliśmy już na dole.
- Tatusiu! - wykrzyknęła mała brunetka i pobiegła się przytulić.
- Wujek! - krzyknęła blondyneczka i też pobiegła się przytulić. Jak widać byli ze sobą zżyci.
Jakąś minutę później usłyszałam tylko głośny pisk opon i już ich nie było. I znowu zapanował spokój w całym domu. Słyszałam tylko słodkie chrapanie mojego blondasa. A właśnie,co do blondasów, to Steven musi mi coś wytłumaczyć - na górze, w pokoju Saula widziałam jakieś damskie ciuchy, ale samego Slasha lub jego dziewczyny nigdzie nie ma. Udałam się więc do Stevenowego pokoju.
- Hej Stev.. Łoo, sorki nie wiedziałam, że masz goś… Łooo, Sarah? - zauważyłam moją przyjaciółkę w łóżku mojego przyjaciela, i to w jego koszulce..
- Ann? - zapytała zaspana blondynka. - Co ty tu robisz?
- Mieszkam! Raczej powinnam się zapytać, co ty tu robisz?
- Ja tu jestem tylko na jedną noc! ... Dobra, może nie zabrzmiało to najlepiej, ale zaraz ci wszystko wyjaśnię! To na pewno nie tak jak myślisz, bo pewnie myślisz, że przespałam się ze Stevenem, tak? - wskazała na blondyna, który wszystkiemu się przyglądał.
- No, bo to tak trochę wyglądało.. - zrobiło mi się głupio, że tak na nią naskoczyłam.
- Ale to nie było tak. Po prostu poznaliśmy się w Rainbow, bo Victoria umówiła się ze Slashem i stwierdziła, że ja też mogę pójść, i Slash zabrał Stevena. No i dalej to się tak wszystko potoczyło, że Victoria poszła z Saulem do jej mieszkania, czyli też mojego, bo mieszkamy razem. Wtedy Steven zaproponował, żebym przespała się u was. No to się zgodziłam, bo nie miałam się gdzie podziać. A w nocy rozpętała się okropna burza, a ja cholernie boję się burzy, więc przyszłam do Stevena, oto cała historia, a teraz się szykuj, bo przecież za chwilę jedziesz na tą sesję.
- Aha, okej. No właśnie, sesja.. No.. To pa! - powiedziałam i pobiegłam w stronę wyjścia. Miałam się zjawić pod “Światem-foto” równo o 9:15 więc zbyt dużo czasu mi nie zostało.
- Witam, Ann Brownstone, fotograf. - przedstawiłam się kobiecie, która czekała juz na mnie na miejscu.
- Linda Grothz, miło mi. No, także zadanie polega na tym, że masz zrobic po prostu dobre zdjęcia dziewczynom, które czekają na ciebie pod tymi adresami. - Tu wręczyła mi karteczkę z wypisanymi ulicami. - Masz czas do 14, wtedy znów się tu spotkamy. Ja już lecę na kolejne spotkanie, miłej pracy! - powiedziała Linda i szybko zniknęła za rogiem. No nic, trzeba brać się do roboty, bo jak się nie wyrobię, to się jeszcze Grothz obrazi i nie będzie chciała współpracować, a tak to przynajmniej mam jakieś szanse na więcej sesji do tej gazety.
Pojechałam pod pierwszy adres na liście, tam czekała na mnie jakaś dziewczyna, cyknęłam jej pare fotek, pogadałyśmy chwilkę i leciałam dalej. I właśnie tak mi mijał dzień. O 14 wróciłam pod sklep, gdzie czekała Linda, oddałam jej aparat, a ona mi zapłaciła. Tak to ja mogę pracować! A oto efekty dzisiejszej sesji:












Lindsay
Kolejny wspaniały dzień na Majorce mijał świetnie. Tym razem wypożyczyliśmy z Axlem skutery wodne i bawiliśmy się świetnie! Później poszliśmy do delfinarium. W sumie, to byłam wymęczona, ale Axl nalegał, a ja nie chcę się kłócić, więc się zgodziłam. Widzieliśmy fajny pokaz, a później Rudzielec stwierdził, że chce dotknąć delfina, więc jakoś to załatwił, ze wpuścili nas na pomost dla treserów:


Ogólnie cały pobyt mijał nam w dobrej atmosferze, nie licząc paru małych sprzeczek. Majorka była piękna, ale szczerze mówiąc, to już tęskniłam za tymi debilami w L.A. i chyba nawet za samym Miastem Aniołów. Tutaj było spokojnie, jak dla mnie zbyt spokojnie. Jak widać już przywykłam do tej Miejskiej Dżungli, gdzie dilerzy i dziwki na ulicach to norma, a bójki i syreny policyjne są na porządku dziennym. Mimo tego kocham to miasto…

Slash
Obudziłem się o dziwo pierwszy, Vicky jeszcze smacznie pochrapywała. Postanowiłem, że nie chce mi się jeszcze wstawać, więc zacząłem bawić się jej włosami, rozmyślając właśnie o nas. W sumie, to nie powiedzieliśmy sobie, że jesteśmy razem, ale chyba po wczorajszo-dzisiejszych wydarzeniach to jasne.. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- O czym tak rozmyślasz Saulie? - usłyszałem ciepły głos brunetki.
- Tak właściwie, to rozmyślałem o nas… - zacząłem niepewnie. - Zastanawiałem się, jak to z nami jest, bo, zależy mi na tobie, cholernie mi się podobasz i, chyba mogę już powiedzieć, że cię kocham. - wyznałem tak o.. Zawsze miałem problem z mówieniem o tym co czuję, a teraz tak nagle powiedziałem wszystko prawie jednym tchem.
- To chcę żebyś wiedział, że mi też na tobie zależy. - powiedziała, po czym namiętnie mnie pocałowała.
- Czyli, że jesteśmy razem, tak? - zapytałem, dla pewności.
- Tak głupku, jesteśmy! - powiedziała, uśmiechając się, usiadła na mnie okrakiem i znów zaczęła całować. Miałem nadzieję na coś więcej, ale ona nagle wstała i wyszła z pokoju. Tak po prostu.
- No, ale, yy.. - wyjęczałem zawiedziony, na co odpowiedziała mi głośnym śmiechem.

Duff
Wstałem ok. 12, ogarnąłem się i zszedłem na dół, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Niestety jedyne co znalazłem w lodówce to światło.. O, nie, jednak nie, jest ostatnia puszka piwa! Hell yeah! Dobra, chyba przydałoby się zrobić jakieś zakupy…
Otworzyłem moje ‘śniadanie’ i polazłem pooglądać TV, gdzie zastałem Izzy’ego. Siedział na kanapie i wpatrywał się pusto w ekran, wyglądał na takiego jakiegoś przybitego…
- Tej, stary, co jest? - zapytałem.
- Nie, nic… - odpowiedział, jak to on i już zamierzał pójść do pokoju, ale go zatrzymałem.
- Siadaj i gadaj, przecież widzę, że jesteś przybity!
- W sumie dobra, czemu nie… - wow, nie sądziłem, że tak szybko się da przekonać. - Bo ty z Ann jesteście tacy szczęśliwi razem i to samo Axl z Liz. A ja się po prostu czuję samotny... Tak, mi, Izzy’emu-Samotnikowi pieprzonemu Stradlinowi doskwiera samotność. O to cały problem, koniec.
-  Yhy.. - podsumowałem. - A żadna laska Ci się nie podoba?
- Nie no, jest taka jedna, ale zajęta. Także nie ma o czym gadać. - powiedział mr. Smutas i udał się do swojej jaskini. Lubię tak mówić o jego pokoju, bo rzadko ktoś tam bywa, za to on potrafi przesiadywać tam godzinami. Ale rozumiem go, po części znaczy się. Samotność jest chujowa..
Właśnie w takich momentach uświadamiam sobie, jak bardzo kocham Ann. Chyba powinienem zrobić coś specjalnego na jej urodziny. Może piosenka? To będzie chyba dobre wyjście, tylko jak by to szło? Został mi tylko tydzień do jej urodzin, wymyśl coś Duff! Hmm, pomyśl na przykład o jej uśmiechu, ten piekny uśmieszek. Kiedy tylko go widzę, czuję się lepiej, powracają do mnie wszystkie dobre wspomnienia.. Tak, to brzmi dobrze! “Uśmiecha się tak, aż wydaje mi się, że powracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wszystko było świeże jak jasne błękitne niebo...” No to mam początek…

Ann
Wracając do domu wpadłam na pomysł, żeby porobić chłopakom jakieś zdjęcia, więc kiedy tylko przekroczyłam próg domu, zaczęłam wszystkich zwoływać. Przyszli tylko Duff i Izzy…
- A gdzie reszta? - zapytałam zdziwiona.
- Puszak jeszcze nie wrócił, a Dywan niedawno wyszedł gdzieś z Sarą.. - odpowiedział spokojnie Duff.
- No to super.. - powiedziałam z ironią. - A bo wiecie co, wpadłam na taki świetny pomysł, że porobię wam jakieś fajne zdjęcia, co wy na to?
- Ale jak jest nas tylko dwóch? - odezwał się tym razem Izzy.
- No, czemu nie.. Nie wiem kiedy tamci wrócą, no a Axl i tak jest na wakacjach, także jego nawet nie biorę pod uwagę. - odpowiedziałam. - To idźcie się jakoś fajnie przebrać i jedziemy poszukać dobrej miejscówki. - wydałam rozkaz i zaczęłam czyścić aparat.
Po dziesięciu minutach na dole pojawili się chłopcy. Wychodząc wpadliśmy na Saula, więc szybko kazałam mu iść się ogarnąć i po 5 minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Nawet znalezienie odpowiedniego miejsca nie było problemem. Cała ‘akcja’ zajęła niecałe 40 minut.
- Ann, jeszcze jedna sprawa jest. Bo lodówka jest zupełnie pusta, może pojechałabyś na zakupy? - zaczął blondas.
- Nie ma mowy! Zawsze to ja robię zakupy! A tak poza tym, to chcę jeszcze dzisiaj wywołać te zdjęcia. Więc mam lepszy pomysł… - powiedziałam,  podjechałam pod najbliższy sklep, wysiadłam z samochodu, po czym dosłownie wyciągnęłam chłopaków. - Wy robicie zakupy, żegnam. - dodałam, po czym wsiadłam z powrotem do auta i odjechałam. Udałam się prosto do ‘Świata-foto’ i wywołałam zdjęcia. Wracając do domu, postanowiłam sprawdzić skrzynkę na listy. Jak zwykle jakieś głupie gazetki reklamowe, ulotki i … kartka z Majorki! Nawet dwie! Wzięłam się za czytanie wszystkiego, co znajdowało się z tyłu jednej z nich. Najbardziej rozśmieszył mnie dopisek “P.S. Ta druga kartka jest dla Vicky, ale nie znam dokładnego adresu, więc jakbyś mogła siostrzyczko, to jej to zawieź. Całusy - Liz&Axl”. Genialna Lizzy… Korzystając z faktu, że chłopaków jeszcze nie ma, postanowiłam zawieźć pocztówkę prosto do Victorii.

***

Wróciłam jakieś pół godziny później, Duff, Izzy i Slash już byli.
- Hej chłopaki! - wykrzyknęłam szczęśliwa, zrzucając trampki z nóg. - Mam coś dla was! - powiedziałam już normalnie, zasłaniając telewizor. Debile nawet by mnie nie posłuchali gdyby nie to, że nic nie widzieli. - Proszę, oto piękny efekt waszej jakże ciężkiej, dzisiejszej pracy. Powiem wam, że wyszło świetnie! - i wręczyłam im odbitki zdjęć:












- Wiadomo, że wyszliśmy zajebiście! - powiedział wesoło Izzy..
- My też coś dla ciebie mamy! - powiedział Slash. - Chodź z nami do kuchni. - i pociągnął mnie za rękę. Wszyscy trzej na raz podeszli do lodówki, tak że nawet nie widziałam światła. Coś tam sobie po cichu gadali, po czym stanęli do mnie przodem.
- To kochaniutka za to, że nas tak wyrolowałaś z zakupami! - wykrzyknęli naraz, po czym każdy z nich opryskał mnie bitą śmietaną ze sprayu.
- Aaaaa, ja was kiedyś wszystkich pozabijam! - krzyknęłam i rzuciłam się na nich. Skończyło się na tym, że cała kuchnia była w śmietanie. My oczywiście nie wyglądaliśmy lepiej…


***
Przepraszam Was, że tak rzadko dodaję, ale mam strasznie mało wolnego czasu. Ale postaram się coś z tym zrobić!

A tymczasem łapcie nowy rozdzialik, oceniajcie, bo ja nie wiem, co na temat tego sądzić..