piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 15

Nareszcie udało mi się coś nabazgrać! Przepraszam, że tak długo to trwało,
ale akurat w te wakacje mam bardzo mało czasu...
Szczerze mówię, że nie wiem, jak mi wyszedł ten rozdział,
ale mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Teraz postaram się dodać szybciej, miłego czytania!

Liz
Kiedy obudziłam się w nocy, zauważyłam Axla siedzącego na parapecie. Palił papierosa. Jak zauważył, że otworzyłam oczy, od razu go zgasił i do mnie podszedł. Wyjaśnił mi całą tą sytuację z Michelle, bo tak właściwie, to nie mieliśmy szansy pogadać, od czasu kiedy wybiegłam z baru i mnie napadli. Zasypiając myślałam sobie o wszystkim i doszłam do wniosku, że może ja i Axl potrzebowalibyśmy trochę czasu tylko dla siebie, odpoczynku... 

Ann
Obudziłam się, nawet nie wiem o której godzinie. Głowa bolała mnie masakrycznie mocno, ale mimo tego się uśmiechnęłam – leżałam wtulona w Duffa. Ale kiedy leniwie otworzyłam oczy, zauważyłam, że to nie był pokój mojego utlenianego blondyna. Obróciłam głowę i zobaczyłam słodko pochrapującego Stevena. Wszystko byłoby okej, gdyby nie pewien fakt, a raczej dwa fakty – spałam z nim pod jedną kołdrą i to zupełnie nago. Miałam szczerą nadzieję, że do niczego nie doszło... Zaczęłam go budzić, żeby dowiedzieć się co się wczoraj działo. Pamiętałam tylko część imprezy, a dalej pustka – film urwany.
- Steven, wstawaj, musimy pogadać! - żadnej reakcji – No dalej, budź się! - zaczęłam nim trząść. Podziałało.
- No co jest? - zapytał zaspany.
- A to jest, że spałam tutaj i to z tobą, a nic nie pamiętam! Mów, co wczoraj robiłam.
- Co wczoraj robiłaś... - powtórzył – no to w skrócie, piłaś, tańczyłaś, krzyczałaś i poszłaś spać... To tyle, mogę spać dalej, czy chcesz coś jeszcze?
- Tak. A właściwie nie! Powiedz mi, że do niczego między nami nie doszło. No bo wiesz, ja nic nie pamiętam, a no ten, spałam tu nago i to z tobą...
- Nie, do niczego nie doszło... Ten twój blondas by mnie chyba zabił, jakbym coś z tobą robił... - powiedział totalnie bez emocji - A teraz mogę spać czy jeszcze muszę coś wyjaśniać?
- Możesz, ale zanim to zrobisz, pożycz mi jakąś koszulkę, bo nie widzę tu żadnych moich ciuchów, a w kołdrze mi nie do twarzy. - usiłowałam zażartować, ale wiecznie cieszący się Steven, akurat tym razem się nie uśmiechał. Był chyba naprawdę zmęczony...
- Weź sobie z szafy i daj mi wreszcie spać kobieto, jest 8 rano!
- Dobra dobra, nie krzycz i śpij, ja sobie jakąś wybiorę, tylko się na mnie nie gap! Dobran... znaczy, miłych snów! - i już pochrapywał...
Wyciągnęłam pierwszy lepszy t-shirt i szybko pobiegłam do pokoju, żeby przebrać się w moje ciuchy. Na szczęście, Duffa tam nie było. Szybko przyodziałam moje ubrania i zeszłam na dół w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych i hektolitrów wody, bo mnie strasznie suszyło – nienawidzę mieć kaca! To, co zobaczyłam było jednocześnie słodkie i dziwne - Duff spał wtulony we włosy Slasha, a za to Mulat tulił swój cylinder. W kuchni zobaczyłam Izzy'ego, który przygotowywał śniadanie, a sądząc po ilości talerzy, które stały ładnie rozstawione na stole, było to śniadanie dla wszystkich. Lekko mnie to zdziwiło.
- Hej Izzy...
- O, hej! Co tam, masz kaca?
- Tak, niestety...
- Zdziwiłbym się gdybyś powiedziała, że nie. Proszę! - mówił, podając mi tabletki i szklankę wody.
- Dziękuję! A tak w ogóle, to co tak wcześnie robisz, hmm?
- A śniadanie robię...
- No, to widzę, ale czemu tak wcześnie? Jest dopiero po 8 rano, normalnie o tej godzinie to jeszcze śpicie...
- Tak jakoś się obudziłem, to wstałem i postanowiłem, że zrobię śniadanie dla wszystkich. No i robię... To co, jemy?
- Ale wszyscy jeszcze śpią...
- To im zrobię później. I nie martw się, pozmywam.
- No skoro tak, to okej, czemu nie... A dowiem się co zrobiłeś?
- Omlety. Proszę i smacznego! - podał mi talerz ze śniadaniem. To było naprawdę dziwne, był wesoły jak nigdy. Może dużo wciągnął, ale nigdy się tak nie zachowywał... Szybko zjadłam i poszłam wziąć prysznic. Zajęło mi to chyba z półtorej godziny, a wszyscy nadal spali. W sumie, to nadal było dość wcześnie, bo przed 10, więc stwierdziłam, że nie będę ich jeszcze budzić. A że nie miałam co robić, to postanowiłam przejść się do Melanie...

***
Gadałam z Mel jakieś 1,5 godziny, ale kiedy wróciłam do Hellhouse, wszyscy nadal spali. Nawet Izzy, który wstał pierwszy, teraz urządził sobie drzemkę na fotelu. Trzeba ich było jakoś pobudzić, a wiedziałam, że zwykłe 'wstawaj' czy coś tego typu, nic nie da. Tak więc, pożyczyłam (bez pytania oczywiście) od Slasha cylinder, wzmacniacz i jakiegoś elektryka i zaczęłam grać. A że nie umiem grać na gitarze, wszyscy raczej szybko się ocknęli, bo dźwięki, które wychodziły spod moich palców, brzmiały co najmniej dziwnie...
- O boże, co się dzieje?! Auć! - Saul spadł z kanapy.
- Ałaa! - Duff się wydarł, gdyż przywalił głową o stół, bo włosy Slasha (na których spał) go pociągnęły... Nie mogłam wyrobić ze śmiechu, ale nie przestawałam 'grać'. Nie zamierzałam przestać, dopóki wszyscy nie pojawią się w salonie. Nie do końca mi to wyszło, bo Puszak wyrwał mi gitarę z rąk.
- Moje kochanie, nic ci nie jest? - zapytał Mulat.
- Nie, chociaż trochę bolą mnie palce, bo się przecięłam o struny, jak mi gitarę z rąk wyrywałeś...
- Co? Ale to nie było do ciebie, mówiłem do Melissy...
- Nazwałeś gitarę Melissa?
- Tak, a co?
- Nie no nic, to trochę dziwne...
- Co dziwne? Duff nazwał swój czarny bas Monica i jakoś nie masz z tym problemów... A poza tym moja pierwsza dziewczyna nazywała się Melissa, a to jest mój pierwszy oryginalny Gibson...
- Aha, jak tam chcesz ... Duff, a dlaczego Monica? - rzuciłam blondynowi spojrzenie typu 'czy chcesz mi coś powiedzieć?'
- Nazwał ją tak dlatego... - tłumaczył mi Slash - ...że tak miała na imię kiedyś dziewczyna Stevena. Monica była szwedzką gwiazdą porno i wiesz, była niezła – duże cycki, nawet ładna... A jaka dobra w te sprawy, wiesz o co chodzi...
- Ta, fakt, była niezła... - odezwał się Duff. - I faktycznie dobra...
- Serio, lepsza niż ja? - odpowiedziałam mu z wyrzutem, bo chyba się o niej rozmarzył.
- Nie no, tego nie powiedziałem...
- Ale zasugerowałeś...
- Hejo, co tu się dzieje? - na dole pojawił się Steven.
- Kłócą się... - krótko wyjaśnił Izzy.
- I może do tego ładniejsza ode mnie... A może ja ci nie wystarczam i musisz sobie fantazjować na temat innych, hmm? Może w ogóle powinniśmy się rozstać, a ja powinnam wyjechać do innego miasta... - mówiłam histerycznym tonem
- Co? O czym ty w ogóle mówisz, jakie rozstać, jakie wyjechać?!
Chwila ciszy...
- Hahahaha, mam cię! Twoja mina była bezcenna, żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia! - wybuchnęłam śmiechem. Nie ma to jak wprawiać kogoś w zakłopotanie. Inni też się śmiali, tylko Duff miał minę w stylu 'hahaha, bardzo śmieszne, normalnie nie wyrobię...' lub tak zwanego poker face. To była scenka, jak z 'ukrytej kamery'.
- Ej dobra, o co chodzi? Co to były za dźwięki i Ann, dlaczego masz na głowie cylinder Slasha? - Lindsay przerwała śmiechy, stojąc z Axlem na schodach. Czyli mój plan się sprawdził, pobudziłam wszystkich.
- Ej właśnie, oddawaj cylinder! - Hudson zerwał mi go z głowy.
- Auć Slash! Czy ty chcesz mnie zabić? Najpierw mi palec przeciąłeś, teraz z impetem wyrwałeś kosmyk włosów... Co dalej, złamiesz mi rękę jak będę Jack'a Daniels'a chciała się napić?
- No przepraszam, masz. - oddał mi kosmyk włosów. Pozostawiłam to bez komentarza...

***

Liz
Po pysznym śniadaniu przygotowanym przez Izzy'ego, wzięłam szybki prysznic i pobiegłam na górę, do pokoju, by się przebrać. Zastałam tam Axla, który pakował moje i jego rzeczy do walizki. Zdziwiłam się...
- Kochanie, co ty robisz?
- Liz, o hej! Wyjeżdżamy!
- Co, ale jak to? - kolejne zdziwienie, bo dopiero co myślałam o tym samym...
- No tak, zabieram cię na Majorkę, do Hiszpanii na dwa tygodnie. Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że się cieszę, ale co z pracą i waszym zespołem? Nie będziecie mogli występować...
- No to przez te dwa tygodnie oni niech spróbują coś napisać, a jak wrócimy, to zajmiemy się jakimś załatwianiem koncertów. A w pracy weźmiesz urlop.
- No dobra, ale tak właściwie to kiedy wyjeżdżamy?
- Za godzinę mamy samolot, więc masz jeszcze 15 minut na ogarnięcie się. Zmykaj, a ja wszystkim powiem. - jejku. To bardzo miłe, a jednocześnie dziwne... Jakby Axl czytał mi w myślach... Ale bardzo się cieszę – odpoczynek! I to tylko we dwoje, bez tej bandy dzikusów. No, kochanych dzikusów...

AxlTen wyjazd, który zaplanowałem, to prezent na urodziny Liz – wracamy akurat 6 czerwca rano, a wieczorem mamy koncert w Trobadourze. Chłopaki o wszystkim wiedzą i zajmą się przygotowywaniem imprezy-niespodzianki w domu. Plan jest raczej idealny – po powrocie przyjadę z Lizzy do domu, szybko się rozpakujemy i razem z Duffem i Ann pójdziemy do miasta, na jakieś zakupy czy coś, a w tym czasie pozostali przygotują wszystko w domu. Spotkamy się wieczorem w Troubadourze, a po koncercie wrócimy do Hellhouse, gdzie będą czekali znajomi, m.in. chłopaki z Metallici, pewnie z ich dziewczynami... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Lindsay myśli, że ten wyjazd jest taki spontaniczny, a ja miałem już wszystko zaplanowane. Dawno się tak dla nikogo nie starałem, ale to dlatego, że jeszcze na nikim mi tak nie zależało.

Liz
- Kochanie, jest 12.20, musimy wyjeżdżać, chyba, że nie chcesz jechać... - Axl pojawił się w drzwiach od łazienki.
- Już idę. - chyba pierwszy raz nie wkurzałam się, kiedy ktoś mnie pospieszał, tylko stałam przed lustrem, susząc włosy i ciesząc się jak dzieciak z nowej zabawki. Wyłączyłam suszarkę i poszłam za Axlem, który wlókł nasze torby do stojącej przed domem taksówki. Wsiadłam do tyłu, a mój rudzielec zaraz za mną. Gdy tylko zauważył mój zaciesz, też się uśmiechnął. Kocham jego uśmiech! Szybko zajechaliśmy na lotnisko, przeszliśmy przez odprawę i już siedzieliśmy w samolocie. Pooglądałam chwilkę widoki i chmury,


i po chwili przysnęłam na ramieniu Axla, więc podróż minęła mi szybko. Wyszliśmy z lotniska na Majorce i uderzyła w nas fala gorąca. Tak właściwie, to temperatura była podobna do L.A., tylko lotnisko było dobrze klimatyzowane... Złapaliśmy taxi i pojechaliśmy do hotelu.


 Było naprawdę pięknie, wszystko było piękne – widoki, hotel i wszystko inne.
- Jeju, kochanie, musiałeś na to wydać fortunę! - zachwycałam się, po zobaczeniu naszego pokoju i widoku z balkonu.


- Dla ciebie wszystko! Ale wiesz, liczę na nagrodę... - uśmiechnął się erotomańsko.
- No, nagroda się jak najbardziej należy. - odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam rozpinać bluzkę...


***

No i właśnie, niedawno były urodziny Slasha, także HAPPY BIRTHDAY!

+ BŁAGAM, KOMENTUJCIEEEEE! <3