niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 3

"Niech pani chwilę zaczeka muszę porozmawiać z drugim redaktorem" powiedzieli szefowie, z którymi rozmawiałyśmy, w tym samym momencie do nas obu, kiedy wychodziłyśmy z ich biur.
- Dobra, chodź, usiądziemy tam na kanapie.
- Jasne. I co, jak myślisz, jak ci poszło? Ja myślę, że nie najgorzej, ale się denerwuję! Muszą to obgadać...
- No właśnie... Obgadać... Też się denerwuję, cholernie, ale nie wiem, jak mi poszło...
- Chcesz wody? Tam stoi dystrybutor...
- Tak! - ręce mi się trzęsły...
No w końcu od tego zależało, czy jakoś sobie teraz poradzimy. Zostało nam jedynie nieco ponad 100 dolary... Mieszkania się za to nie wynajmie... A jedzenie samo się nie kupi…
- Panią Ann Brownstone poproszę do mnie - usłyszałam nudny głos mojego, być może, przyszłego szefa i strasznie się przestraszyłam, aż mało co nie zakrztusiłam się dopijając wodę.
- A panią Linsay Brownstone do mnie - dodał drugi prawie szef. Po 10 minutach wyszłam z jego biura, Lindsay już czekała.
- I co? Jak? - zapytała.
- No bo ten... - powiedziałam smutnym głosem, a zaniepokojenie wymalowało się na jej twarzy. -... dostałam tą robotę! - wykrzyknęłam z pełnym entuzjazmem.
- Tak!! Brawo! - zaczęłyśmy piszczeć i tańczyć jak małe dziewczynki.
- Ja też się dostałam! - dodała..
Po odtańczeniu naszego podwójnie szczęśliwego tańca wyszłyśmy z budynku redakcji i poszłyśmy usiąść na ławce w pobliskim parku. 
- No to teraz pozostaje kwestia znalezienia mieszkania... Może kupimy w tamtym kiosku gazetę? Tam będą jakieś ogłoszenia... Zostały nam jeszcze ostatnie 102 dolary...
- No tak, mieszkanie... - i znów trochę popsuł nam się humor. Kolejny problem do rozwiązania.

Wstałyśmy, podeszłyśmy do kiosku i zapytałyśmy sprzedawczynię o gazetę z jakimiś ogłoszeniami. Ta pani była bardzo miła, ciągle uśmiechnięta, jak mało kto w tym cholernym L.A. Poleciła nam najpopularniejszą gazetę, z mnóstwem ogłoszeń na każdej stronie. Zapłaciłam jej drobniakami i podziękowałam.

Wróciłyśmy do parku. Liz usiadła na ławce, a ja stanęłam nad nią i zaczęłyśmy przeglądać… Oczywiście żadna oferta nam nie pasowała, każda z nich była zbyt droga – no w końcu nie mogłyśmy pozwolić, żeby cała nasza wypłata szła na czynsz, no bo co z resztą opłat, no, a jeszcze kupienie jedzenia i innych takich podstawowych rzeczy…
Znów pomyślałam, że wszystko się wali i patrząc w jeden punkt – przed siebie – zaczęłam rozmyślać o rodzicach, o Cindy, o wszystkim, co się zdarzyło… Łzy cisnęły mi się do oczu, w końcu kilka spłynęło mi po policzku… Zakryłam twarz rękami i zrobiłam krok w tył.

Nagle na kogoś wpadłam, przewróciliśmy się… Z łokcia zaczęła mi wolno płynąć krew. Wstałam, otrzepałam się i mruknęłam cicho:
- Przepraszam... a po policzkach nadal ciekły mi łzy.
-Nie, to ja przepraszam, szedłem sobie nawet pani nie zauważyłem… - spostrzegł, że z łokcia płynie mi krew. - Naprawdę bardzo przepraszam, ja nie chciałem nic pani zrobić! - chwycił mój łokieć i spod swojej burzy ciemnych loków spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i zrobił przerażoną minę, jak gdyby mnie połamał.
- Yhh, płacze pani, naprawdę to tak boli? Może zabiorę panią do szpitala…? - dalej mówił przestraszonym tonem
- Nie nie, nic mi nie jest, dziękuję. - odpowiedziałam, ocierając policzek od łez. - I nie mów mi na pani, bo to dziwne... - dodałam, uśmiechając się. - Jestem Ann. - Znów się uśmiechnęłam, nie wiem dlaczego, ale poczułam, jakby on był moim przyjacielem…
- Aha, miło mi, jestem Saul… Aa-le na sto procent nic Ci nie jest? Przecież płaczesz - odpowiedział troszeczkę się jąkając
- Nie, to nie przez to… Mnie też jest miło. - kolejny raz się uśmiechnęłam.
- To co się stało? Może jakoś będę mógł pomóc… - ciągnął dalej.
- A nie, nie ważne, chyba, że znałbyś kogoś, kto akurat ma do wynajęcia dom, mieszkanie albo chociaż pokój, za nie zbyt wielką opłatą… - mówiłam dziwnie się śmiejąc.
- A wiesz, że znam - mówił uśmiechając się.
- Naprawdę? - wykrzyczałam i już miałam rzucić mu się na szyję, ale się opanowałam.
- Ale jak to? Wiesz jaka cena? Podaj namiary! Ale na pewno mogą tam mieszkać dwie osoby? - pytałam i pytałam…
- Dwie osoby? - zapytał trochę zdziwiony lekko odgarniając włosy z części twarzy.
- No tak, ja i moja siostra… Liz, chodź tutaj! - powiedziałam głośniej, wyrywając ją tym samym z zaczytania.
- No, to jest moja siostra. - powiedziałam do Saula uśmiechnięta.
- Cześć, jestem Lindsay! - powiedziała, lekko zdziwiona. - Ale o co chodzi? - dopytywała.
- Cześć, ja jestem Saul. - powiedział mulat.
- No to dalej, mów – namiary, i jak znasz cenę… - powiedziałam trochę zniecierpliwiona
- Amm, tak… No więc, ja chcę to wynająć, jestem właścicielem… Cena myślę, nie jest za wysoka. A z resztą, co ja będę wam opowiadał, lepiej pokażę… Chodźcie! - powiedział, a my wpatrywałyśmy się w niego, nawet trochę z niedowierzaniem… W końcu wyglądał trochę jak pudel, a do tego miał ok. 18 lat...
- No chodźcie! - poganiał, a my zamyślone poszłyśmy w milczeniu za nim.

4 komentarze:

  1. Uhuhu postępy widzę ;) Coraz lepiej ci idzie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny, fajny. Nawet moja wyobraźnia pozwoliła mi zobaczyć ten taniec szczęścia xd No iii.. pojawił się Saul ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saul i to jego 'pani'...
      Taniec szczęścia, a co :D

      Usuń