Ja Was ludzie bardzo przepraszam, że to co piszę to tylko jakieś wypociny, ale uznajmy, że te kilka rozdziałów wraz z prologiem, to tylko taki początek, wprowadzenie, choć wiem, że jak na razie mało ma to wspólnego z jakąś tam historią o Gunsach... A tymczasem wstawiam kolejny beznadziejny rozdział... Wszystko w końcu się połączy i będzie miało jakiś sens, obiecuję :D
Po
20 minutach marszu, doszliśmy do wąskiej drogi, którą doszliśmy
do dwu – piętrowego domku. Był dość stary, ale ładnie
odmalowany i w miarę zadbany. Ze środka, a dokładniej z garażu,
było słychać dźwięki perkusji i jakieś gadanie…
Dźgnęłam
Saula w biodro, a on zatrzymał się i spojrzał.
-
To ten dom, tak? I nie mieszkasz sam, prawda?
-
A, no tak. Mieszkam z dwójką przyjaciół, z reszta zaraz się
poznacie! - odpowiedział, odwrócił się na pięcie i podszedł do
drzwi:
-
No więc, zapraszam! - mówił, jedną ręką otwierając drzwi, a
drugą wymachiwał teatralnie na znak, że mamy wejść.
Jak
kazał, tak zrobiłyśmy.
Weszłyśmy
do korytarzyka prowadzącego do salonu. Salon był całkiem duży,
połączony z kuchnią. Naprzeciwko drzwi wejściowych stała kanapa,
przed nią stolik, a dalej telewizor. W prawym rogu salonu były
schody prowadzące na górę. Zaraz obok nich było jakieś
pomieszczenie i korytarz prowadzący do trzech następnych pokoi.
-
Tam będziecie mieszkać - powiedział Mulat uśmiechając się i
wskazując na piętro, kiedy zauważył, że obydwie tam patrzymy.
- Jeszcze nie podjęłyśmy decyzji – odpowiedziałam, drocząc się.
- No dobra, dobra... Ale na razie siadajcie na kanapie, a ja zaraz wrócę... – mówił, pokazując na kanapę.
Poszłyśmy, usiadłyśmy obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać pół szeptem, w czasie gdy Saul gdzieśtam sobie poszedł:
- To wszystko jest dziwne! - powiedziała Liz.
- Weź nie narzekaj, to szansa... - mówiłam.
- A nie uważasz, że to DZIWNE? Spotkałyśmy kogoś na ulicy, a on nam proponuje wspólne zamieszkanie...
- No, z takiej perspektywy to może tak, ale weź tylko się ogarnij i pomyśl optymistycznie – mamy szansę na mieszkanie za dogodną cenę, w niezłej okolicy, dom przecież też nie jest zły... I nie wiem dlaczego, ale mam takie wrażenie jakbym go gdzieś już widziała... Albo jakby był moim przyjacielem... A tak poza tym to przecież nie mamy nic do stracenia! Znalazłyśmy się tutaj znikąd, nagle *puf* i jesteśmy... - mówiłam.
- Może to i racja, ale nawet nie znamy jego nazwiska...
- Już nie histeryzuj! Naw...
- Jeszcze nie podjęłyśmy decyzji – odpowiedziałam, drocząc się.
- No dobra, dobra... Ale na razie siadajcie na kanapie, a ja zaraz wrócę... – mówił, pokazując na kanapę.
Poszłyśmy, usiadłyśmy obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać pół szeptem, w czasie gdy Saul gdzieśtam sobie poszedł:
- To wszystko jest dziwne! - powiedziała Liz.
- Weź nie narzekaj, to szansa... - mówiłam.
- A nie uważasz, że to DZIWNE? Spotkałyśmy kogoś na ulicy, a on nam proponuje wspólne zamieszkanie...
- No, z takiej perspektywy to może tak, ale weź tylko się ogarnij i pomyśl optymistycznie – mamy szansę na mieszkanie za dogodną cenę, w niezłej okolicy, dom przecież też nie jest zły... I nie wiem dlaczego, ale mam takie wrażenie jakbym go gdzieś już widziała... Albo jakby był moim przyjacielem... A tak poza tym to przecież nie mamy nic do stracenia! Znalazłyśmy się tutaj znikąd, nagle *puf* i jesteśmy... - mówiłam.
- Może to i racja, ale nawet nie znamy jego nazwiska...
- Już nie histeryzuj! Naw...
Nagle
przerwał naszą rozmowę krzyk, konkretnie Saula:
- Zamknijcie się i chodźcie mamy gości! No i, Steven, schowaj Jack'a do mojego pokoju!
- Gości?! I weź go sam schowaj, on jest dziwny... Nawet nie wiem, gdzie teraz jest... - usłyszałyśmy czyjś głos.
- Ja pierdolę, wieczny problem! To idźcie się z nimi przywitać. Do salonu! - krzyknął mulat.
Po około trzech sekundach do salonu weszło dwóch blondynów, jeden wysoki jak żyrafa, a drugi mojego wzrostu.
- Cześć, jestem Duff McKagan - rzucił żyrafa.
- A ja Steven Adler – powiedział drugi, ciągle się uśmiechając.
Nastała niezręczna cisza, nawet lekkie napięcie, ale na szczęście do salonu wszedł Saul.
- To co, bierzecie dziewczyny? - zapytał prosto z mostu, uśmiechając się słodko.
- Ja to bym je chętnie brał.. - powiedział Duff, na co wybuchnęłam śmiechem tak samo jak i Steven. Zajęło nam to chwilę, by się ogarnąć i wrócić do rozmowy o wynajmie.
- Amm, no może i tak, ale wiesz, najpierw mógłbyś nam pokazać ten pokój... powiedziałam.
- A no tak, to chodźcie! - mówił wstając, choć dopiero co usiadł.
- Zamknijcie się i chodźcie mamy gości! No i, Steven, schowaj Jack'a do mojego pokoju!
- Gości?! I weź go sam schowaj, on jest dziwny... Nawet nie wiem, gdzie teraz jest... - usłyszałyśmy czyjś głos.
- Ja pierdolę, wieczny problem! To idźcie się z nimi przywitać. Do salonu! - krzyknął mulat.
Po około trzech sekundach do salonu weszło dwóch blondynów, jeden wysoki jak żyrafa, a drugi mojego wzrostu.
- Cześć, jestem Duff McKagan - rzucił żyrafa.
- A ja Steven Adler – powiedział drugi, ciągle się uśmiechając.
Nastała niezręczna cisza, nawet lekkie napięcie, ale na szczęście do salonu wszedł Saul.
- To co, bierzecie dziewczyny? - zapytał prosto z mostu, uśmiechając się słodko.
- Ja to bym je chętnie brał.. - powiedział Duff, na co wybuchnęłam śmiechem tak samo jak i Steven. Zajęło nam to chwilę, by się ogarnąć i wrócić do rozmowy o wynajmie.
- Amm, no może i tak, ale wiesz, najpierw mógłbyś nam pokazać ten pokój... powiedziałam.
- A no tak, to chodźcie! - mówił wstając, choć dopiero co usiadł.
***
- No to ten, jak widzicie, tu jest korytarzyk, tu mały salon, a tam pokój. - mówił oprowadzając nas.
Mieszkanko było naprawdę ładne i przytulne, więc powiedziałyśmy w tym samym momencie:
- No to ten, jak widzicie, tu jest korytarzyk, tu mały salon, a tam pokój. - mówił oprowadzając nas.
Mieszkanko było naprawdę ładne i przytulne, więc powiedziałyśmy w tym samym momencie:
-
Bierzemy – uśmiechnęłyśmy się.
– Ej, ale gdzie jest łazienka? No i kuchnia... - zapytałam się Saula po chwili namysłu.
- A właśnie, łazienka jest tylko jedna, na dole, w salonie, obok schodów. Tak samo kuchnia - mówił, trochę z zakłopotaniem...
- No świetnie... - odpowiedziałam ironicznie
- Ale dacie radę – dodał szczerząc się i wychodząc.
- Saul, czekaj... – dodałam szybko znów go zatrzymując.
- No?
- Powiedz jeszcze tylko kto to do cholery jest Jack?
- Jack, no to, yy, to jest mój wąż...
- Masz węża?! - pisnęłam – Ym, sorki za ten pisk, ale panicznie boję się węży... Od zawsze... – uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- No tak, ale spokojnie, on jest niegroźny – dodał wychodząc już po raz trzeci.
– Ej, ale gdzie jest łazienka? No i kuchnia... - zapytałam się Saula po chwili namysłu.
- A właśnie, łazienka jest tylko jedna, na dole, w salonie, obok schodów. Tak samo kuchnia - mówił, trochę z zakłopotaniem...
- No świetnie... - odpowiedziałam ironicznie
- Ale dacie radę – dodał szczerząc się i wychodząc.
- Saul, czekaj... – dodałam szybko znów go zatrzymując.
- No?
- Powiedz jeszcze tylko kto to do cholery jest Jack?
- Jack, no to, yy, to jest mój wąż...
- Masz węża?! - pisnęłam – Ym, sorki za ten pisk, ale panicznie boję się węży... Od zawsze... – uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- No tak, ale spokojnie, on jest niegroźny – dodał wychodząc już po raz trzeci.
-
Saul, czekaj!
- No co znowu?
- Nie nic, tak tylko się droczę... Możesz wyjść...
- No co znowu?
- Nie nic, tak tylko się droczę... Możesz wyjść...
Super się czyta tą książkę. Jest oryginalna, a zarazem pokazuje coś ważnego. jeszcze nie wiem co, ale ja to po prostu czuję!!
OdpowiedzUsuńTo nie książka kochaniutka :D Ale dziękuję i coś na pewno pokazuje, ale jeszcze sama nie wiem co... Może, że przyjaciele są ważni albo coś :D
UsuńTak czy siak, dzięki za komentarz, mój jedyny czytelniku, chyba że mam jeszcze czytelników NINJA :p (nie pozostawiają żadnego śladu :p)
Boże co ja mam ci napisać ? Fajnie łączysz fakty i ogólnie tak lekko się czyta :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No i się cieszę :D
Usuń