środa, 22 maja 2013

Rozdział 2


Widziałam, że to nie był Londyn. Wszystko było zupełnie inne… Byłam spanikowana, nie wiedziałam co się dzieje, ale na szczęście Liz stała obok. Mimo, że nie miałam pojęcia co się stało czy gdzie jestem, to poczułam się lepiej.

"Przynajmniej jestem tutaj, gdziekolwiek to jest, z siostrą, żyjemy, chyba…" pomyślałam.

- Gdzie my jesteśmy, co się dzieje? - zapytała zdezorientowana.
- Nie mam pojęcia, wszystko jest dziwne, jak to w ogóle możliwe, przecież zginęłyśmy w wypadku, a później obudziłam się stojąc nawet nie wiem gdzie, widziałam wielką szybę, czy ekran, na którym był pokazany wypadek, widziałam nas – nie żyłyśmy. Widziałam części taksówki i tira, zgnieciony przód naszego środka transportu… A teraz jesteśmy tutaj gdziekolwiek to jest! Powiedz, że ty też to widziałaś, czy to tylko jakieś moje myśli, nie wiem, projekcje mózgu czy coś... Oszalałam? - mówiłam, a oczy zachodziły mi łzami.
- Nie, nie oszalałaś, uspokój się, ja też to… pamiętam?! Ale nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić. To nie jest Londyn, jezu o co chodzi?! - wiedziałam, że też była cholernie przestraszona, ale chociaż starała się zachować zimną krew.
- Co się dzieje do jasnej cholery? - coraz bardziej chciało mi się płakać..
- Juz mówiłam, że nie mam pojęcia, ale może zamiast stać jak głupie przed przejściem dla pieszych, to przejdziemy się po tym mieście? Może czegoś się dowiemy!
- Tak, masz rację! Ale czekaj... - wydukałam, choć strach ściskał mi gardło. 
Uszczypnęłam ją mocno i chwyciłam za rękę.
- Co to miało być?! - krzyknęła oszołomiona.
- No, bo tak zawsze w filmach robią... A ja usiłuję sprawdzić, czy to nie jest tylko dziwny, pokręcony sen! - odkrzyknęłam, a na policzek spłynęły mi dwie łzy.
- No już, uspokój się! - próbowała mnie pocieszać, choć wiem, że sama też była okropnie przestraszona.
Przeszłyśmy wreszcie przez to przejście, przed którym tkwiłyśmy już jakieś 10 minut i szłyśmy dalej chodnikiem.

***
Po chwili marszu zauważyłam kiosk, więc zaproponowałam, żebyśmy do niego podeszły... Podeszłyśmy i pierwsze co zobaczyłyśmy to gazety z wielkim nagłówkiem "Los Angeles News", "Celebrities in Los Angeles", itp. To oznaczało tylko jedno – Los Angeles.   - Jesteśmy w Los Angeles! - wykrzyknęłam.
- A myślałaś, że gdzie, dziecinko? - odpowiedział zdziwiony sprzedawca z kiosku.
- A który dziś jest? - zapytałam go totalnie oszołomiona.
- 14 marca 1984 roku, a bo co?- odpowiedział.
Obydwie w tym samym momencie przybrałyśmy miny, jakbyśmy zobaczyły ducha. W końcu stało się coś w tym stylu, dziwnego, tajemniczego i niezrozumiałego, a wręcz – magicznego?
- Nie nic, dziękujemy- odpowiedziała zdezorientowana Lizzy, po czym odeszłyśmy na tyle daleko, by nie słyszał naszej rozmowy.

- Co się dzieje? 14 marca 1984r.? Ale jeszcze, no, jakby to ująć, jeszcze WCZORAJ był 13 marca 2013r... Ty też to pamiętasz, prawda siostra?
- No tak, już ci mówiłam. Nic z tego nie rozumiem. Ale co my mamy teraz zrobić?
- Czekaj, przecież mam torebkę! Telefon! - wykrzyknęłam z entuzjazmem.
Otworzyłam ją, ale nie było w niej telefonu. Były tylko, jakby to ująć, prymitywne rzeczy. Istniejące już w latach 80. Miałam przy sobie portfel, notesik, ołówek i szczęśliwą bransoletkę z przywieszką w kształcie czterolistnej koniczynki.
Otworzyłam portfel, był tam dowód, ale inny niż ten z 2013. Stary dowód, z wypisanym imieniem i nazwiskiem, datą i miejscem urodzenia. Zostało mi jeszcze 200 funtów.
- I co, co tam masz? Ja mam tylko portfel w kieszeni, ale telefon… jakby zniknął! - powiedziała Liz.
- No, mam 200 funtów i...
- I... ? Dokończ!
- I dowód, ale nie mój! Jakiś stary, inny!
- No, ale co na nim jest?
- No prawdziwe informacje... Moje imię i nazwisko, miejsce i data urodzenia. Tylko data się nie zgadza! Jest napisane "Ann Brownstone, Londyn, 7 czerwca", no to się zgadza, ale "1965r."! - wykrzyczałam znów przerażona.
- Sprawdzę swój portfel...  Mam 250 funtów i też dowód... Na nim napisane jest to samo, co na twoim, 1965r... Czyli mamy tyle lat ile miałyśmy, ale nagle jesteśmy w Los Angeles w 1984?!
- Na to wygląda... Co my teraz zrobimy? Nie mamy pracy, domu czy mieszkania, ani żadnych ubrań, nic do zjedzenia czy wypicia… Ja nic nie rozumiem! Umrzemy! - histeryzowałam...

- Musimy sobie poradzić! Musimy znaleźć pracę i mieszkanie! - powiedziała po chwili zastanowienia, jak gdyby nigdy nic…
- Co, czyli zacząć nowe życie?! Tak po prostu?! - odpowiedziałam, zdziwiona.
- No, tak. Nikt nas nie zna! Nawet nasi rodzice! Jest 1984r., a my jesteśmy w Los Angeles!
- No fakt, ale ja nadal nie mogę tego zrozumieć! - krzyczałam, ale po chwili wzięłam głęboki oddech, zastanowiłam się i nagle jakby zmieniłam punkt widzenia…- To co? Idziemy zmienić funty na dolary, kupimy sobie jakieś ciuchy i cos do jedzenia i idziemy szukać jakiejś pracy! Jakoś sobie poradzimy... Chyba… - mówiłam.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale gdzie my znajdziemy pracę? - odpowiedziała Liz dość cicho, marszcząc czoło i robiąc, znowu, smutną minę.
- No… - też posmutniałam - Pomyśl, bo sama nie mam pojęcia… 
- Wiem! - wykrzyczałam po chwili milczenia, aż ludzie na ulicy dziwnie się spojrzeli… - Często czytałyśmy czasopisma, wiemy jak się pisze artykuły i znamy język! Ja jestem, znaczy byłam w kółku dziennikarskim, a Ty zawsze byłaś dobra z języka!. Idźmy do szefa jakiejś gazety! - mówiłam z entuzjazmem i jakby nową chęcią do życia...
- No tak, kiedyś praktycznie codziennie czytałam gazety, nawet kilka razy zdarzyło mi się napisać, dla babki od angielskiego, artykuł do lokalnej gazety, masz rację! To chodźmy! - dodała też z entuzjazmem, i od razu poprawił nam się humor…

***

I poszłyśmy, zmieniłyśmy pieniądze (z funtów na dolary), kupiłyśmy sobie po hot-dogu i jakimś świeższym ciuchu . Do tego doszło jeszcze parę, nie za drogich ubrań, no w końcu ‘jutro też jest dzień’. Po tym ‘zakupowym szaleństwie’ (no bo za dużo kasy nie miałyśmy), z kilkoma torbami w ręku, poszłyśmy do biurowca, w którym mieściła się główna siedziba redaktora naczelnego pisma "Celebrities in Los Angeles" – patrząc na gazetę w kiosku przeczytałam adres.
Po 40 minutach byłyśmy pod budynkiem biur tej oto gazety.
- Jeszcze tylko kilka pięter i gotowe. - powiedziałam.
- No nie zupełnie, jeszcze rozmowa kwalifikacyjna... - odpowiedziała Lizzy smętnym tonem.
- No fakt, ale mam nadzieję, że pójdzie mi dobrze. Tobie też tego życzę! - odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech, ale w duchu bałam się, nadal byłam oszołomiona TYM WSZYSTKIM…

19 komentarzy:

  1. Fajny rozdział *.* Idę czytać kolejny ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurwa, ale mam zaciesz :D Ktoś mnie czyta i do tego komentarze zostawia <3 Chyba dzisiaj nie zasnę :p

      Usuń
    2. Wiem jaka to radocha xD Też tak mam po każdym komentarzu ;)
      Jestem osobą, która jak czyta to coś po sobie zostawia, jakąś opinię, bo denerwujące jest to jak napiszesz i nie wiesz co ktoś o tym myśli ;< To jest takie coś na zasadzie : czytam, ale nie komentuję, bo mi się nie chce :(

      Usuń
    3. No dokładnie,święte słowa :) Biorąc pod uwagę to, że nie mam włączonego żadnego ogranicznia - każdy może dodać komentarz, nie mam żadnych kodów, które trzeba wpisać, żeby komentarz się pojawił no i każdy komentarz od razu idzie na bloga :D

      Usuń
  2. Fajne, wgl ciekawy pomysł z tą jakby to nazwać.. podróżą w czasie? Tak, to chyba dobre określenie. Chociaż nie wiem, bo przeczytałam dopiero 2 rozdziały i nie wiem do końca, o co tak dokładnie chodzi xd
    Tylko tam się chyba pomyliłaś.. bo: "- 14 marca 1984 roku" a niżej jest już "Jest 1983r., a my jesteśmy w Los Angeles!"

    Co do zostawiania komentarzy-też wolę, jak ludzie coś po sobie zostawiają. Wiem wtedy, co im się spodobało, co nie, co muszę poprawić no i mam pewność, że ktoś czyta mojego bloga. A szczerze mówiąc, to u mnie, mimo że każdego dnia jest nawet dużo wejść, to komentarze zostawiają tylko niektóre osoby. A ja chciałabym poznać opinię wszystkich (albo chociaż większości) czytelników.. :]

    Resztę rozdziałów przeczytam jutro, bo dzisiaj nie mam już czasu. :) ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaa, ale suuuper, że mnie czytasz <3 No właśnie, dzięki, że powiedziałaś, bo najpierw było 83, a później poprawiałam na 84 i oczywiście musiałam się jebnąć :D No, co do kwestii z tymi komentarzami, to dokładnie! Jeśli ktoś mnie czyta, to miło żeby pozostawił opinię, nawet jeśli się nie podoba... Wolę znać prawdę :) No to zaraz poprawię :D
      A co do tej 'podróży w czasie' no to chodzi o to, że w jakiś super magiczny i nie wiadomo jaki sposób, one się przeniosły do L.A. do 1984 :D Hyhym, taki wymysł :D

      Usuń
    2. Cieszę się, że się cieszysz ;) ;** Nie ma sprawy.. już myślałam, że to ja mam coś z oczami.. albo z mózgiem i coś źle ogarnęłam xd
      Racja, ja również wolę znać prawdę na temat moich wypocin ;)
      Fajny wymysł xd Też bym tak chciała! ;D Chyba pomyślę nad skonstruowaniem jakiegoś pudełka (maszyny xd), które przeniesie mnie do tych pięknych (głównie chyba pod względem muzycznym) czasów ;D <333

      Usuń
    3. No dokładnie :D Skonstruujmy machinę czasoprzestrzeni i ucieknijmy do L.A do 1985 albo któregoś w miarę zbliżonego :D Najlepiej od razu pod Hellhouse :p

      Usuń
    4. Taak.. prościutko do chłopaków z Guns n' Roses ;D

      Usuń
    5. Raczej <3 Ja tam się Duffem chętnie zajmę :D

      Usuń
    6. No ale no.. ja chciałam McKagana.. ;D

      Usuń
    7. No... Ewentualnie mogę zająć się Adlerkiem albo Slashuniem <3 Dopilnuję, żeby Steven nie wpadł w nałóg i gunsi się nie rozpadną :p Mój niecny plan :**

      Usuń
    8. No i git ;D Czyli budujemy tą machinę..? ;D Tylko ej.. a gdyby Adlerek wciągnął Cię w narkotyki? Trzeba byłoby ratować Waszą dwójkę.. xD <33

      Usuń
    9. Budujemy, budujemy! <3 A Adlerek nigdy by mnie nie wciągnął w narkotyki, bo ja bym ich nie wciągnęła! Nigdy! Jeśli chodzi o te sprawy, to ja bym jedynie mogła spalić jakieś zioło, ale nigdy bym nie wciągała! :D

      Usuń
    10. Yea.! ;D Tylko.. od czego zacząć? No i trzeba uważać, żeby się do ery dinozaurów nie przenieść przypadkiem xd
      No ok, ok.. czyli Ty byś Adlerka z tego cholerstwa wyciągnęła ;D <3

      Usuń
    11. No wiesz, lepiej zapobiegac niz leczyć, więc bym do tego nie dopuściła :p Nie no, ustawimy '1985' albo jakoś tak i nas przeniesie :D No i wiesz, zmienimy historię :D Guns n' Roses będzie nadal istniało, nie wywalą Stevena a Izzy nie odejdzie :) Plan idealny <3

      Usuń
    12. Może tak jakoś wcześniej..? Tak mniej więcej 1984 xd Kurde, no plan godny podziwu ;D GNR będą istnieć RAZEM w PIĄTKĘ i będą dalej tworzyć FANTASTYCZNE utwory! ;D ;*

      Usuń
  3. Fajne, fajne, lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń