czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 7

W całym rozdziale faktycznie jest dużo przemyśleń, ale też dialogów...
 Także tego, miłego czytania :)

Lindsay
Podczas podróży do nowego mieszkania trochę mi się przysnęło... Obudziłam się po jakiejś 1,5h. Co dziwne, leżałam na kolanach Axla, a on bawił się moimi włosami.
Jakoś głupio się czuję, tak mało go znam, a już w chwili, kiedy otworzyłam mu drzwi, poczułam COŚ. No właśnie... coś... Wydaje mi się, że się w nim zakochałam. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. Albo raczej będzie tu pasowała inna nazwa – ukryta miłość. W końcu on się o tym nie dowie. Nie powiem mu i tyle. Jeszcze wyszłabym na jakąś idiotkę. On jest przystojny, założył zespół... Niedługo zdobędzie sławę, no i dziewczyn będzie miał jak na pęczki.... 'Od wyboru do koloru'... Więc dlaczego niby miałby być z kimś takim. Takim zwykłym, przeciętnym. A zresztą, nie będę się tym zamartwiać. Postaram się zapomnieć, skupię się raczej na pracy, pasji... Właśnie – pasja! Z Ann jesteśmy tu już tak długo, a nie robiłyśmy jeszcze żadnych zdjęć... Wezmę ją dzisiaj do jakiegoś sklepu, w którym będzie duży wybór aparatów. Mamy trochę oszczędności, więc może uda nam się kupić coś dobrego, ale żeby zostało na pozostałe opłaty... Ha! Udało mi się zapomnieć! No i znowu sobie przypomniałam... To będzie mnie tak męczyć, ale...
Z zamyśleń wyrwał mnie głos przystojniaka, który siedział obok mnie.
- I co, kolana wygodne? - powiedział Axl i uśmiechnął się szeroko.
- Tak, wygodne – odwzajemniłam uśmiech, ale coś chyba mi nie wyszło, bo zauważył, że coś jest nie tak.
- Ej, co jest? - zapytał.
- Nie, nic tylko... Ymm... Brakuje mi rodziców... - powiedziałam szybko i bez zastanowienia. W myślach puknęłam się kilka razy w czoło. Co ja zrobiłam! Teraz będę musiała pewnie powiedzieć, co się stało...
- A co się stało? - zgadłam! Ann spojrzała na mnie pytająco, a jej oczy się zaszkliły.
- No bo... Bo oni... Nie żyją! - znowu pierwsze co przyszło mi do głowy. Kolejna ściema... Ale z drugiej strony co miałam powiedzieć? Że w 2013r. miałyśmy z Ann wypadek i przeniosło nas do Los Angeles, do 1984r.? Raczej nikt z nich by się do mnie więcej nie odezwał.
- O kurde... Przepraszam! – powiedział słodko i mnie przytulił. Ja pierdolę! Teraz to już nigdy nie zapomnę, że tak naprawdę go kocham... Był taki miły, ciepły... I znów zaczęłam 'bić się z myślami'.

Ann
Siedziałam przysłuchując się rozmowie Axla i Liz. Kiedy zaczęła temat o rodzicach, spojrzałam na nią i zachciało mi się płakać. Zawsze tak ich kochałam, a teraz już nigdy ich nie spotkam... Taka prawda... Ale wierzę, że dam sobie radę! Nie chcę się dołować! Gdybym nie była ateistką, to pewnie uznałabym, że to 'drugie życie' to dar od Boga, czy coś. Ale że nią jestem, to uznam, że to tylko dar. Dziwna, pokręcona i wręcz niemożliwa szansa na (być może) lepsze życie. No, ale kończę te jakże głębokie przemyślenia bo mi głowa eksploduje i jeszcze będą mnie musieli zdrapywać ze ścian vana... A zresztą, dojeżdżamy – nareszcie.
Niby nie miałam najbliżej z nasz wszystkich do wyjścia, ale wysiadłam pierwsza. Biedny Steven przygniótł sobie kilka pasm włosów zamykając okno i musiałam mu jakoś pomóc.
- Steven, albo nożyczki albo będę musiała ci je wyrwać! - powiedziałam donośnie, bo ten piszczał i krzyczał jak dowiedział się, że trzeba trochę odciąć.
- Ale moje włosy! - mówił z wyrzutem, robiąc przy tym minę zbitego psiaka.
- Odrosną, nie martw się, to tylko kilka (naście) centymetrów... - pocieszałam, by wreszcie je odciąć i iść 'zwiedzić' nasze nowe lokum.
- Nieee!
- No weź! Zachowujesz się jak bachor!
- Co mnie to, ja kocham moje włosy!
- Dobra, Stevenku kochany... To może tak: ty nie będziesz patrzył, kiedy ja będę je odcinać, a w zamian za to, że będziesz dzielny, kupię ci jeszcze dzisiaj zgrzewkę Nightraina. - powiedziałam takim głosem, jakim zawsze mówił do mnie dentysta. Tylko tyle, że ja zamiast zgrzewki Nightraina dostawałam jednego nędznego lizaka.
- Yyy... No dobra, ale szybko – odpowiedział tonem, jakby zaraz miał się rozpłakać. Szczerze mówiąc, to było całkiem słodkie. Śmiać mi się chciało, to też prychnęłam sobie dość głośno, chwyciłam nożyczki, otworzyłam drzwi od strony mojego 'pacjenta' i -ciach-.
- No już Steven, otwórz oczy – powiedziałam, głaskając go po ramieniu. Spojrzał w lusterko.
- Ale fajnie wyglądam, mam teraz grzywkę! Dzięki Ann. - krzyczał radośnie.
- No już Steven, puść – mówiłam ledwo oddychając, gdyż niewiele brakowało, a ten właśnie osobnik by mnie udusił.
- Jak za bardzo podrośnie, to będziesz mi tak ścinać! - mówił, z pełnym entuzjazmem.
- Ej wiesz, to właściwie wygląda jak taka górka popcornu. - powiedział, dawno nie odzywający się Slash – Od dzisiaj jesteś Popcorn! Steven ' Popcorn' Adler!
- Wszystko lepsze od 'pudla', więc czemu nie – mówił Popcorn, przeglądając się w lusterku.
- Dobra, wejdziemy do domu, czy będziemy tak stać, jak takie dupy wołowe? - zapytał Axl.
- Fakt, chodźmy – dopowiedziała Lizzy.

6 komentarzy:

  1. Jeja kolana Axl'a :D Ile bym dała aby tak sobie na nich pospać :D I fajnie wymyśliłaś skąd wzięła się ksywka Adlera :> Zajebisty rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No dzięki :D Chociaż ja osobiście wolałabym kolana Duffa, ewentualnie Slasha albo Stevena... :D Tak jakoś mnie naszło z tym POPCORNEM :p Już chciałam zakończyć rozdział, ale stwierdziłam, że jeszcze ani razu nie użyłam tej ksywki, więc tak se jakoś pisnęłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę wszystko zajebiście ci wyszło :** Kurde tak szybko postępy robisz , że o japierdzielę :D

      Usuń
    2. Dzięki, fajnie że tak myślisz :D I jakaś dzisiaj meega wesoła jestem, jakby mi kotoś czegoś dosypał do kawy albo coli... Nie no, wydaje mi się, że to przez to, że dowiedziałam się, że 14 czerwca niedaleko mojego domu będą wystepować Imagine Dragons :) Lubię iichhh :D

      Usuń
    3. Mam podobnie :D Ale to przez to że wzięłam 10 tabletek witaminowych, a można brać tylko 2 dziennie xD

      Usuń
    4. Hahaha :D Uważaj, bo jeszcze na odwyk będziesz musiała iść :p Przedawkujesz witaminy :D

      Usuń