Ogólnie rozdział beznadziejny, ma mało sensu i
wgl. ale opisuję w nim pasję Ann i Liz :D
Miłego czytania :**
Ann
Od czasu tamtego incydentu minęły
dwa tygodnie. Wszystko już mi się zagoiło, nawet nadgarstek się
zrósł, czy coś tam się z nim stało, bo chyba nie był złamany...
Nudne dwa tygodnie... Przez ten czas nie działo się raczej nic.
Miałam zwolnienie, więc siedziałam z chłopakami w domu. Poznałam
lepiej Axla i Izzy'ego. Uwielbiam ich. W ogóle cała piątka jest
dla mnie jak bracia. No i zauważyłam coś baaardzo ciekawego –
wydaje mi się, że Liz czuje coś do Axla, a on czuje coś do niej.
Ale nie będę w to ingerować, nie moja sprawa...
No, jedynym szczegółem wartym zapamiętania było to, że chłopcy napisali swoją pierwszą piosenkę, a raczej ją dokończyli, bo mieli już wcześniej jakiś zarys... Zapamiętałam trzy pierwsze linijki, a leciały jakoś tak:
No, jedynym szczegółem wartym zapamiętania było to, że chłopcy napisali swoją pierwszą piosenkę, a raczej ją dokończyli, bo mieli już wcześniej jakiś zarys... Zapamiętałam trzy pierwsze linijki, a leciały jakoś tak:
"Welcome
to the jungle, we got fun n' games
We got everything you want, honey we know the names
We are the people that you find, whatever you may need …"
We got everything you want, honey we know the names
We are the people that you find, whatever you may need …"
Siedziałam w salonie z chłopakami,
kiedy Lindsay wpadła radośnie do domu.
- Ann!
- Ann!
-
No co jest?
-
No bo, tak sobie pomyślałam, że bardzo mi czegoś brakuje. Zgadnij
czego?
-
Przytulasów? - zgadywał Steven
-
Nie Steven, nie przytulasów... Znaczy to trochę też, ale nie o to
mi chodziło...
-
Nie wiem, daj jakąś podpowiedź... - powiedziałam błagalnie,
robiąc słodkie oczka.
-
No to, hmm... Trzeba do tego odpowiedniego narzędzia, ale to jest
super! Jest pasją...
-
No wiesz Lindsay... - tym razem odezwał się Axl, dziwnie się
uśmiechając – chyba wiem, o co ci chodzi... Może dla niektórych
to jest pasja...
-
Axl, ty świntuchu, nie o to mi chodzi!
- Wiem! Zdjęcia! Tak! Mi też brakuje aparatu! - zgadłam!
- Co? Aparatu? - pytał Duff.
- Tak, aparatu! - wyjaśniałam - Kiedyś wszędzie chodziłyśmy z aparatem. To było nasze hobby, pasja, ale przede wszystkim chodziło nam o to, żeby uwiecznić, jak najwięcej się da, bo przecież to co za nami, nigdy już się więcej nie powtórzy... - rozmarzyłam się, wspominając stare, całkiem dobre czasy.
- To czemu nie wzięłyście ze sobą zdjęć ani aparatów? - Steven! Ten to zawsze musi zadać jakieś pytanie, które trudno wyjaśnić.
- No... Bo... - nie wiedziałam co powiedzieć...
- Bo widzisz Stevenku, otóż kiedy nasi rodzice zmarli, to wszystko nam o nich przypominało więc, żeby nie dołować się codziennie, wyjechałyśmy do L.A. zostawiając wszystko w kontenerach na śmieci, niedaleko naszego domu... - uff... Lindsay to ma pomysły! Zawsze coś wymyśli! Ale fakt, to brzmiało wiarygodnie. Na szczęście.
- Tak, dokładnie... - potwierdziłam na wszelki wypadek. - Ale, Liz, zmierzasz do czegoś?
- Aaa, tak! Dzisiaj wracałam z pracy inną drogą niż zwykle, bo zdałam sobie sprawę, że nie za dobrze znam tą okolicę. I wracając jedną z jakiś mniejszych uliczek, przeszłam obok sklepu, na widok którego oczy mi się wręcz zaświeciły. 'Świat Foto'! Więc jak najszybciej przyszłam do domu, żeby ci o tym powiedzieć i pójść tam, kupić nowe aparaty!
- Super pomysł! To chodźmy!
- Ej, ale ja obiad chciałam!
- Później zjesz, chodź do sklepu! - teraz nie dałabym się przekonać za żadne skarby, żeby czekać. Nie ma mowy! Ja muszę zrobić zdjęcia, bo oszaleję.
No i wyciągnęłam Liz, jak najszybciej się dało, bo to nie mogło czekać. Gdyby przypomniała mi o tym później, to jeszcze by zdążyła zjeść... Ale cóż, teraz tylko liczy się to, by wreszcie kupić aparat i robić zdjęcia! Szłyśmy około 25 minut, kiedy ujrzałam szyld 'Świat Foto'. Weszłyśmy do sklepu i kupiłyśmy sobie po jednym aparacie. Ooo tak! Jakie to świetne uczucie, trzymać w ręce takie małe cacuszko! Chyba już wiem, jak czuje się Slash, kiedy gra na gitarze. Wyszłyśmy przed sklep ciesząc się jak małe dzieci... Szłyśmy chwilę, zapoznając się z nowo nabytym cudeńkiem i już trzeba było cyknąć pierwszą fotkę:
- Wiem! Zdjęcia! Tak! Mi też brakuje aparatu! - zgadłam!
- Co? Aparatu? - pytał Duff.
- Tak, aparatu! - wyjaśniałam - Kiedyś wszędzie chodziłyśmy z aparatem. To było nasze hobby, pasja, ale przede wszystkim chodziło nam o to, żeby uwiecznić, jak najwięcej się da, bo przecież to co za nami, nigdy już się więcej nie powtórzy... - rozmarzyłam się, wspominając stare, całkiem dobre czasy.
- To czemu nie wzięłyście ze sobą zdjęć ani aparatów? - Steven! Ten to zawsze musi zadać jakieś pytanie, które trudno wyjaśnić.
- No... Bo... - nie wiedziałam co powiedzieć...
- Bo widzisz Stevenku, otóż kiedy nasi rodzice zmarli, to wszystko nam o nich przypominało więc, żeby nie dołować się codziennie, wyjechałyśmy do L.A. zostawiając wszystko w kontenerach na śmieci, niedaleko naszego domu... - uff... Lindsay to ma pomysły! Zawsze coś wymyśli! Ale fakt, to brzmiało wiarygodnie. Na szczęście.
- Tak, dokładnie... - potwierdziłam na wszelki wypadek. - Ale, Liz, zmierzasz do czegoś?
- Aaa, tak! Dzisiaj wracałam z pracy inną drogą niż zwykle, bo zdałam sobie sprawę, że nie za dobrze znam tą okolicę. I wracając jedną z jakiś mniejszych uliczek, przeszłam obok sklepu, na widok którego oczy mi się wręcz zaświeciły. 'Świat Foto'! Więc jak najszybciej przyszłam do domu, żeby ci o tym powiedzieć i pójść tam, kupić nowe aparaty!
- Super pomysł! To chodźmy!
- Ej, ale ja obiad chciałam!
- Później zjesz, chodź do sklepu! - teraz nie dałabym się przekonać za żadne skarby, żeby czekać. Nie ma mowy! Ja muszę zrobić zdjęcia, bo oszaleję.
No i wyciągnęłam Liz, jak najszybciej się dało, bo to nie mogło czekać. Gdyby przypomniała mi o tym później, to jeszcze by zdążyła zjeść... Ale cóż, teraz tylko liczy się to, by wreszcie kupić aparat i robić zdjęcia! Szłyśmy około 25 minut, kiedy ujrzałam szyld 'Świat Foto'. Weszłyśmy do sklepu i kupiłyśmy sobie po jednym aparacie. Ooo tak! Jakie to świetne uczucie, trzymać w ręce takie małe cacuszko! Chyba już wiem, jak czuje się Slash, kiedy gra na gitarze. Wyszłyśmy przed sklep ciesząc się jak małe dzieci... Szłyśmy chwilę, zapoznając się z nowo nabytym cudeńkiem i już trzeba było cyknąć pierwszą fotkę:
Pierwsze zdjęcie moim aparatem:
Pierwsze zdjęcie aparatem Lindsay:
Wracając
do domu zrobiłam chyba z 200 zdjęć, które nawet nie miały sensu.
Na przykład śmietnik albo krawężnik... Nawet nie chodzi o sens
zdjęcia, jakoś musiałam się 'wyszaleć'. No, może tak to ujmę:
Slash uważa się za boga gitary i gra na niej przekazując tam swoje
emocje. Ja mam tak samo. My z Lindsay to takie boginie aparatu. Robię
zdjęcia, by przekazać swoje emocje. Wyszumieć się, lub jak jestem
smutna, porobić zdjęcia nastrojowe, a jak jestem wesoła, to robić
zdjęcia jak skaczę albo wykonuję inne tego typu czynności. Dla
mnie to jest niczym uzależnienie i w sumie nie wiem, jak tak długo
wytrzymałam bez tego...
Huhu aparaty ;D Też kocham robić fotki, no ale mniejsza to nie o mnie tu chodzi tylko o ciebie :D
OdpowiedzUsuńCały czas podciągasz się z poziomem pisania do góry :D Naprawdę zadziwiająco szybko :) Dawaj nowy :)
O.o, dziękuję <3 Ty przecież też świetnie piszesz <3 No postaram się dzisiaj w nocy napisać, ale nie do końca wiem o czym...
Usuńmoże o miłości, którą Ann zauważyła :D