Postanowiłam, że Melanie będzie 'główną postacią',
więc dodam ją do zakładki bohaterowie...
Miłego czytania :**
Ann
Następnego dnia obudziłam się koło
7 rano, zeszłam sobie na dół, do kuchni, zaparzyłam kawę i
usiadłam, patrząc za szybę, obserwując niebo, chmury i krople
deszczu, spływające po szybie. Z jednej strony lubiłam deszcz, nie
wiem dlaczego, ale lubiłam. Ale z drugiej strony, kiedy tak
siedziałam sama, wokół mnie wszędzie panował spokój, a niebo
było szare, małe krople spływały po szybie, to wtedy, właśnie
wtedy, czułam smutek. Był chyba spowodowany tym, że czuję się
samotna. Lindsay jest z Axlem, są szczęśliwi, a ja cieszę się
ich szczęściem, ale jestem trochę zazdrosna. Chciałabym mieć
kogoś, kto mówił by mi 'kocham cię' każdego poranka, południa,
popołudnia, wieczoru... Ale chciałabym, by był to ktoś, z kim
będę mogła się zestarzeć, mieć dzieci, wychowywać je i widzieć
jak dorastają. Ale te myśli odłożę na później, no w końcu nie
mam nawet 20 lat, a myślę już o czasie, kiedy będę miała 60...
Teraz moje motto brzmi „Życie jest po to, żeby je przeżyć”
(~Marilyn Monroe). Zastanawia mnie tylko, czy inni w moim wieku (no
bo, za stara to ja nie jestem) też tyle rozmyślają nad wszystkim,
czy najzwyczajniej w świecie – żyją i tyle. Chciałabym tak
właśnie – po prostu żyć, nie martwić się, pić kiedy chcę,
spać kiedy chcę. Trochę jak gunsi... Ale właśnie rozpoczął się
mój ostatni tydzień wolności od pracy, a później muszę tam
wrócić. Najchętniej zmieniłabym tą robotę, na jakąś prostszą
albo raczej przyjemniejszą. W końcu siedzenie w biurowcu i pisanie
artykułów na tematy, które nawet mnie nie interesują, nie jest spełnieniem marzeń... Może
pójdę i zapytam się, czy w tym sklepie 'Świat Foto' kogoś nie
potrzebują. Fajnie byłoby zajmować się swoją pasją w pracy. Z
zamyśleń wyrwał mnie czyjś oddech na moim ramieniu. Odwróciłam
głowę, to był Duff.
- Duff? Co ty tu robisz, przecież jest po 7, każdy z was zawsze o tej porze śpi...
- A co ty tu robisz? Ja najnormalniej w świecie się obudziłem no i zszedłem na dół, napić się i no nie wiem,może pooglądać telewizję...
- Aha, ja, no ja tutaj siedzę... Miałam takie same zamiary jak ty... - uśmiechnęłam się serdecznie. - To czemu mnie tak straszysz? Siedzę tu sobie spokojnie, a tu nagle czyjś oddech na ramieniu...
- No to przepraszam, raczej nie zamierzałem cię przestraszyć – uśmiechnął się słodko.
- Okej... To chcesz kawy albo herbaty? Bo jak znowu miałabym patrzeć, jak pół godziny się siłujesz z odpaleniem gazu, to wolę sama to zrobić...
- To zrób mi kawę, a ja odę pooglądać telewizję...
- No dobra...
No i poszedł, rzucił się na kanapę i włączył jakieś kreskówki, z których co chwilę się śmiał. Ja mimowolnie uśmiechałam się pod nosem. Ach ten Duffy. Podałam mu kawę i usiadłam obok. Około 8.00 na dole pojawił się Steven. Nalał sobie wody i usiadł koło mnie. Teraz we trójkę śmialiśmy się z tych głupich bajek. Pół godziny później na dół zszedł Slash. Też się przysiadł. Po paru minutach na parterze pojawił się Izzy. I takim sposobem, do godziny 9 rano, piątka 'dorosłych' siedziała na kanapie, śmiejąc się z bajek.
- A tu co tak wesoło? - zapytał, całkiem rozbudzony Axl, schodząc ze schodów.
- Oglądamy kreskówki, jak chcesz, to się przysiądź! - zaproponował Steven.
- Ja nie jestem... A w sumie, to czemu nie! - i rzucił się na kanapę, obok Izzy'ego.
- Duff? Co ty tu robisz, przecież jest po 7, każdy z was zawsze o tej porze śpi...
- A co ty tu robisz? Ja najnormalniej w świecie się obudziłem no i zszedłem na dół, napić się i no nie wiem,może pooglądać telewizję...
- Aha, ja, no ja tutaj siedzę... Miałam takie same zamiary jak ty... - uśmiechnęłam się serdecznie. - To czemu mnie tak straszysz? Siedzę tu sobie spokojnie, a tu nagle czyjś oddech na ramieniu...
- No to przepraszam, raczej nie zamierzałem cię przestraszyć – uśmiechnął się słodko.
- Okej... To chcesz kawy albo herbaty? Bo jak znowu miałabym patrzeć, jak pół godziny się siłujesz z odpaleniem gazu, to wolę sama to zrobić...
- To zrób mi kawę, a ja odę pooglądać telewizję...
- No dobra...
No i poszedł, rzucił się na kanapę i włączył jakieś kreskówki, z których co chwilę się śmiał. Ja mimowolnie uśmiechałam się pod nosem. Ach ten Duffy. Podałam mu kawę i usiadłam obok. Około 8.00 na dole pojawił się Steven. Nalał sobie wody i usiadł koło mnie. Teraz we trójkę śmialiśmy się z tych głupich bajek. Pół godziny później na dół zszedł Slash. Też się przysiadł. Po paru minutach na parterze pojawił się Izzy. I takim sposobem, do godziny 9 rano, piątka 'dorosłych' siedziała na kanapie, śmiejąc się z bajek.
- A tu co tak wesoło? - zapytał, całkiem rozbudzony Axl, schodząc ze schodów.
- Oglądamy kreskówki, jak chcesz, to się przysiądź! - zaproponował Steven.
- Ja nie jestem... A w sumie, to czemu nie! - i rzucił się na kanapę, obok Izzy'ego.
Raz zaśmialiśmy się tak głośno,
że obudziliśmy Liz. Zeszła na dół zaspana, stanęła za nami i
powiedziała:
- Dzieci! Szóstka dzieci. I jak ja mam sama dać radę?
- Jak nie dasz rady, to chodź i sama zostań 'dzieckiem'. - rzucił obojętnie Slash i znów wszyscy się śmialiśmy. Lindsay tylko głośno westchnęła i usiadła na kolanach Axla, gdyż na kanapie nie było już dla niej miejsca. Oglądaliśmy kreskówki do 9.30, bo nagle puścili jakieś głupie show. Zwlekłam się z kanapy i pociągnęłam za rękę Liz.
- Dzieci! Szóstka dzieci. I jak ja mam sama dać radę?
- Jak nie dasz rady, to chodź i sama zostań 'dzieckiem'. - rzucił obojętnie Slash i znów wszyscy się śmialiśmy. Lindsay tylko głośno westchnęła i usiadła na kolanach Axla, gdyż na kanapie nie było już dla niej miejsca. Oglądaliśmy kreskówki do 9.30, bo nagle puścili jakieś głupie show. Zwlekłam się z kanapy i pociągnęłam za rękę Liz.
- Koniec lizania się, czas wziąć
się za śniadanie kochaniutka! - odciągnęłam ją od Axla i
poszłyśmy do kuchni.
- No to co robimy?
- Może naleśniki? Dawno nie jadłam naleśników!
- To dawaj mąkę, cukier, mleko, jajka... - wymieniała Lindsay. Usmażyłyśmy ok. 35 naleśników. Idealnie na 7 osób.
- Ruszać dupy z kanapy, chodźcie na śniadanie, chyba że mamy same zjeść te pyszne naleśniki! - do kuchni wpadła cała zgraja. Chłopacy nałożyli sobie tyle naleśników, że zostały tylko dwa.
- No świetnie, zostało nam po jednym naleśniku! Dzięki chłopcy! - powiedziałam ironicznie.
- Nie ma sprawy! - odpowiedział Steven opychający się już drugim naleśnikiem w przeciągu 15 sekund. Spiorunowałam go spojrzeniem i wzięłam mojego jedynego naleśnika. Stwierdziłam, że skoro mam tylko jednego, to nałożę na niego tyle owoców, że się nim odpowiednio najem.
- Patrz kochanie, to dla ciebie! - powiedział Axl, odwracając talerz do Liz.
- No to co robimy?
- Może naleśniki? Dawno nie jadłam naleśników!
- To dawaj mąkę, cukier, mleko, jajka... - wymieniała Lindsay. Usmażyłyśmy ok. 35 naleśników. Idealnie na 7 osób.
- Ruszać dupy z kanapy, chodźcie na śniadanie, chyba że mamy same zjeść te pyszne naleśniki! - do kuchni wpadła cała zgraja. Chłopacy nałożyli sobie tyle naleśników, że zostały tylko dwa.
- No świetnie, zostało nam po jednym naleśniku! Dzięki chłopcy! - powiedziałam ironicznie.
- Nie ma sprawy! - odpowiedział Steven opychający się już drugim naleśnikiem w przeciągu 15 sekund. Spiorunowałam go spojrzeniem i wzięłam mojego jedynego naleśnika. Stwierdziłam, że skoro mam tylko jednego, to nałożę na niego tyle owoców, że się nim odpowiednio najem.
- Patrz kochanie, to dla ciebie! - powiedział Axl, odwracając talerz do Liz.
- Ohh, to słodkie Axlku, ale
wolałabym, gdybyś oddał mi jednego naleśnika...
- Sorry skarbie, ale na to nie licz... - odpowiedział i pochłonął następnego.
- Haha, mój wygląda jak ośmiornica, patrzcie! - powiedział po chwili Steven i obracał talerz w stronę każdego z nas.
- Sorry skarbie, ale na to nie licz... - odpowiedział i pochłonął następnego.
- Haha, mój wygląda jak ośmiornica, patrzcie! - powiedział po chwili Steven i obracał talerz w stronę każdego z nas.
Śniadanie dobiegło końca i zaczęła się wojna o to, kto zmywa. My z Lindsay miałyśmy wolne, bo gotowałyśmy. Haha, dobra zasada, biorąc pod uwagę to, że my zawsze gotujemy... Wszystko skończyło się tak, że każdy z chłopaków brał udział w myciu – Axl podawał Stevenowi ze stołu, Steven nalewał płynu i dawał dalej Slashowi, Saul mył i podawał dalej, do Izzy'ego, Izzy wycierał i oddawał Duffowi, a Duff chował do szafki. W pewnej chwili zadzwonił telefon, a Steven upuścił talerz na ziemię. Ten z kolei rozbił się na tysiące malutkich kawałeczków. Liz zaczęła krzyczeć na biednego Adlerka, a ja poszła odebrać telefon.
- Ann?
- Tak..?
- Tu Melanie, słuchaj, mam prośbę... Możemy się jakoś za niedługo spotkać?
- No jasne, ale o co chodzi?
- Dowiesz się, jak się zobaczymy! To w takim razie, do zobaczenia za pół godziny w 'Hop-Shopie'.
- Dobra, do zobaczenia...
Melanie, Melanie... Dawno się z nią nie widziałam, jakieś dwa tygodnie. Tak właściwie, to widziałyśmy się tylko raz, wtedy, kiedy się tu przeprowadziliśmy, a ja poszłam kupić Nightraina na pocieszenie dla Stevena. Ale te kilka godzin rozmowy wystarczyło, żebyśmy się zaprzyjaźniły. Miałam pół godziny, więc pobiegłam do pokoju, szybko zarzuciłam na siebie białą koszulkę i jeansowe rurki, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z domu.
Po 20 minutach drogi, byłam na miejscu. Zdążyłam idealnie.
- No co jest Melanie?
- Mam dwie super wiadomości i prośbę. Zacznę od wiadomości. No więc, dzisiaj rano szłam sobie do pracy, zresztą tak jak codziennie i zobaczyłam, że ktoś się wprowadza, do domu niedaleko tego sklepu. Przyjrzałam się dokładniej i nie uwierzysz kto się wprowadził!
- No kto, mów!
- Metallica!
- No coś ty! Metallica, tutaj?
- No tak! Ale słuchaj dalej, bo mam jeszcze lepszą wiadomość! No więc zauważyłam że oni się wprowadzają i poszłam dalej, przechodząc obok ich drzwi. I wpadł na mnie sam Kirk Hammett! A to nie wszystko! No więc, Kirk na mnie wpadł, przeprosił za to i... zaprosił mnie do Rainbow dziś wieczorem!
- Aaa! No to gratuluję! - przytuliłam moją przyjaciółkę.
- No i mam jeszcze prośbę...
- Mów!
- Może wzięłabyś któregoś z chłopaków i poszła ze mną?
- No jasne, nie ma sprawy. Ale nie będziemy przeszkadzać?
- Myślę, że Kirk się nie obrazi, a przynajmniej się poznacie, no i ja będę miałą wsparcie, jak nie będę mogła nic wykrztusić...
- No dobra, to o której i gdzie?
- Wpadnij - z tym, którego weźmiesz - do mnie koło 18.
- Dobra! To do zobaczenia. - wracałam do domu wesoła. Poznam Kirka Hammetta! Tylko kogo ja wezmę? Na pewno nie Axla, no bo jest chłopakiem Liz, Slash by się za mocno spił i musiałabym go jeszcze prowadzić do domu, a Izzy pewnie jak zazwyczaj się gdzieś ulotni... Pozostali Steven i Duff. Zapytam się co robią i tyle... Wracając do domu, poszłam jeszcze do 'Świata Foto' zapytać się o posadę. I... przyjęli mnie! Będę robić zdjęcia w sklepie, np. legitymacyjne albo do paszportu i w plenerze lub okazjonalnie, np. u kogoś na ślubie. A gdy nie będę miała zlecenia, to będę stać na kasie, polecać sprzęt klientom albo testować nowy. Jestem tak maksymalnie pozytywnie naładowana energią i szczęśliwa, że najchętniej poszłabym na ściankę wspinaczkową lub na basen. Hmm, albo po prostu przebiegną się do domu, a później wypiję jakiegoś drinka albo Jack'a Daniels'a. Dobry plan!
Po 10 minutach biegu wpadłam radośnie do domu. Tam panowała taka spokojna atmosfera.
- A tu co, nikogo nie ma, tylko wy tak samotnie siedzicie przed telewizorem? - zapytałam dwóch blondynów.
- No więc, Axl poszedł z Liz na górę, Izzy poszedł do pokoju i wziął się za pisanie piosenki, a Slash usiłuje coś skomponować... - odpowiedział Duff.
- A to właściwie dobrze, bo mam do was dwóch sprawę. - spojrzeli na mnie zaciekawieni i chyba lekko zdziwieni. - Który z was nie ma co robić dzisiaj wieczorem?
- Czy ty nam coś proponujesz kochana Ann? - zapytał Steven z erotomańskim uśmieszkiem.
- Tak proponuję... - obydwoje uśmiechnęli się w ten sam sposób – ale nie to co macie na myśli zboczeńcy!
- To w takim razie ja nie mam czasu, bo idę ze Slashem i Izzym do Whisky a Go Go.
- No to w takim razie Duff, powiedz że masz czas!
- Zależy o co chodzi...
- A więc chodzi o to, żebyś poszedł ze mną do Rainbow.
- I tyle?
- Nie do końca, bo idziemy tam jeszcze z Melanie, moją przyjaciółką, której jeszcze nie znasz i Kirkiem Hammettem.
- Z Hammettem z Metallici?
- Tak, dokładnie.
- Ale w sensie, że to randka?
- Ej no weź!
- Jak nie randka, to nie idę!
- Nie możesz wyświadczyć przysługi przyjaciółce i pójść z nią do Rainbow?
- A co będę z tego miał?
- Darmowy alkohol!
- Brzmi kusząco, a coś jeszcze?
- A co, mam cię pocałować? - zapytałam ironicznie.
- Tak, chętnie, to wystarczy.
- Ehh, skoro muszę. - nachyliłam się nad nim i zbliżyłam do policzka, kiedy on przekręcił głowę, pociągnął mnie, tak, że usiadłam mu na kolanach i namiętnie wpił się w moje usta. W sumie to było przyjemnie, więc oddałam pocałunek. Ale trzeba było to zakończyć, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Oderwałam się od niego i wstałam.
- Zadowolony?
- Tak! - odpowiedział i wyszczerzył się, jak głupi do sera. Pokręciłam tylko głową i poszłam do kuchni, by nalać sobie Jack'a Daniels'a do szklanki. Wypiłam duszkiem i poszłam na gorę, wybierać ciuchy na tą 'randkę'. Wyjęłam z szafy dwie sukienki i poszłam do pokoju Axla. Już miałam wejść jak do siebie, ale pomyślałam, że wypadałoby zapukać.
- No proszę... - usłyszałam 'jakże serdeczny' skrzek rudzuielca. Leżeli sobie, przykryci kołdrą aż po szyję.
- Dobra, widzę, że przeszkodziłam, ale potrzebuję porady na temat ubrania na dzisiejszy wypad do Rainbow z Duffem, Melanie i Kirkiem Hammettem...
- Idziesz do Rainbow z Kirkiem Hammettem? - zapytała moja siostra.
- Nie, ja idę z Duffem, to Melanie idzie z Kirkiem.
- Dobra, poczekaj chwilkę, zaraz ci doradzę tylko... Axl, podaj jakąś koszulkę! - Axl posłusznie podał Liz swoją t-shirt, ta szybko go przyodziała i poszła ze mną do naszego pokoju, ówcześnie szepcząc coś do swojego chłopaka. Ten tylko wywrócił oczami i przytaknął.
- A więc, ani ta, ani ta! - mówiła Lindsay wskazując na moje sukienki. - Ubierz tą. - powiedziała, wciskając mi do ręki dość krótką, czarną sukienkę. - I tyle. Ubieraj, a ja wracam do Axla, bo cię jeszcze znienawidzi. - powiedziała śmiejąc się i wychodząc z pokoju. Wbiłam się w sukienkę, dobrałam czarne lity i poszłam do Slasha, w poszukiwaniu mojej szczotki i ogólnie całej kosmetyczki.
- Slash, brałeś może moją szczotkę albo kosmetyczkę? Bo nie mogę jej znaleźć...
- Wooow... - odpowiedział, patrząc na mnie.
- Co wow?
- No, wyglądasz inaczej niż zwykle...
- Bo mam sukienkę?
- Tak, to pewnie przez to. A poza tym, ta sukienka jest krótka i idealnie dopasowana...
- Tak, masz rację, jest krótka, powinnam ją zmienić – i już wychodziłam z pokoju, kiedy Saul mnie zatrzymał.
- Nie nie, nie zmieniaj, jest idealna, ale gdzie ty się tak wyszykowałaś, jeśli mogę wiedzieć?
- Idę do Rainbow z Duffem, moją przyjaciółką Melanie i Kirkiem Hammettem... Od razu uprzedzę twoje następne pytanie: tak, z TYM Kirkiem. Tym z Metallici. Metallica wprowadziła się niedaleko, jakieś 15 minut drogi stąd. No więc, czy wiesz gdzie jest moja kosmetyczka? Bo jest mi dość potrzebna!
- Twoja kosmetyczka stoi bezpiecznie o tam. - wskazał na półkę. Sięgnęłam ją i wyszłam.
Zeszłam na dół, a Duff siedział tak samo, jak w czasie, kiedy z nim gadałam.
- Duff, ogarnij się! Zostało nie za dużo czasu, bo o 18.00 mamy być u Mel, a ja jeszcze muszę zrobić makijaż i idzie się do niej ok. 40 minut. Więc ruszaj dupę z kanapy, bo chyba w bokserkach nie pójdziesz!
- Dobra dobra, spokojnie! I tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję... A teraz spadaj na górę i się ubierz i ogarnij!
Jak mu rozkazałam, tak zrobił. A ja wzięłam się za malowanie. Zrobiłam ogólnie całkiem delikatny makijaż, tylko rzęsy mocno pomalowałam, a usta podkreśliłam czerwoną szminką. Było 10 po 17, kiedy blondas zszedł na dół, a ja skończyłam proces upiększania się. Teraz pozostało tylko znaleźć moją torebkę i mogliśmy iść.
Pod drzwiami Melanie byliśmy o 18.05, bo oczywiście Duff – sierota, musiał po drodze się wywalić i rozciąć dłoń, więc trzeba było się zatrzymać. Na szczęście miałam w torebce chusteczki i plaster. Zadzwoniłam do drzwi.
- Ann, nareszcie jesteście! Wchodźcie!
- Hej. - przytuliłam ją – to jest Duff.
- Cześć Duff, ale nie ma teraz czasu się lepiej poznawać, bo musisz mi przyjaciółko, pomóc wybrać ubranie i zrobić makijaż...
- Wy kobiety... Nie mogłybyście po prostu włożyć czegoś na szybko i nawet się nie malować?
- A co, miałabym zamiast tej krótkiej sukienki, włożyć szerokie spodnie i bluzę?
- No dobra, już rozumiem... - odpowiedział i usiadł na kanapie. Poszłam z Mel do jej sypialni i przekopałam jej szafę. Znalazłam ładną, czarną sukienkę z baskinką. Do tego dobrałam jej czarne, wiązane buciki na platformie. Oczy podkreśliłam czarną kreską, a na usta nałożyłam wiśniową szminkę. Wyglądała pięknie!
- No no no, nie wiedziałam, że mam taki talent! Wyglądasz przepięknie Mel!
- Dziękuję. Bez ciebie to je bym rady nie dała!
- Nie ma sprawy. - naszą przemiłą konwersację przerwał dzwonek do drzwi. Melanie pobiegła otworzyć.
- Wow, pięknie wyglądasz! A ja tylko zwykły t-shirt założyłem.
- Dziękuję. A właśnie, Kirk, to są Ann i Duff. Pójdą z nami...
- Jeśli ci oczywiście nie przeszkadzamy! - dodałam, po tym jak się na nas spojrzał.
- Nie, jasne, że nie. A więc chodźmy!
Podjechaliśmy taksówką do Rainbow. W lokalu zajęliśmy stolik, który był najbardziej oddalony od ludzi. Kirk poszedł, na początek, po piwo.
Przez chwilę było trochę sztywno, ale w końcu tematy same się nawijały, a my coraz bardziej rozluźnialiśmy się po alkoholu. Ja piłam najmniej z naszej czwórki, w końcu wiem, że Duff lubi pić, a chciałabym wrócić do Hellhouse w jednym kawałku. Po jakiś dwóch czy trzech godzinach, Kirk z Mel gdzieś się razem ulotnili, a ja zostałam sama z Duffem. Na całe szczęście, nie był pijany, w sumie to wypił mniej-więcej tyle co ja, może nieznacznie więcej... Zaczęliśmy rozmawiać, tak jak zawsze, kiedy on nagle chwycił mnie za ręce i powiedział:
- Kocham cię Ann!
- Czekaj, co? Duff, ile wypiłeś?
- Na tyle mało, że jestem świadomy tego co mówię! A więc Ann Brownstone, kocham cię! Czy zechciałabyś zostać moją drugą połówką?
- Jaaa, amm... Tak! - pocałowałam go namiętnie. Byłam zaskoczona, ale kiedy mówił mi 'kocham cię', to zrozumiałam, że ja też go kocham. I już dawno kochałam, tylko nie chciałam się jakoś przyznać, nawet sama przed sobą... Wstaliśmy od stolika, położyłam 150$ i wyszliśmy z Rainbow. Szliśmy chwilę ulicą, trzymając się za ręce, kiedy zaczął padać deszcz. A my, zamiast biec do domu, zatrzymaliśmy się i namiętnie całowaliśmy. Dotarliśmy do Hellhouse cali przemoczeni, ale teraz liczyliśmy się tylko my. No i to był dobry powód, żeby zrzucić z siebie ubrania. Tak więc, poszliśmy do pokoju Duffa, zakluczyliśmy się i zajęliśmy sobą...
Podsumowując: Fuckin' Great Day!
Cos czulam, ze Duff i Ann beda razem :333
OdpowiedzUsuńAh, oh, eh, uh, uh... Kirk Hammet! *0*
AAAAAA.... AAAOOOOSOAOKAKAOKABFNSMZNX SMJZDMSVHXJXJXJJDKDLSISNXISBSHS POZANLI KIRKA. TEGOKIRKA.
I TAK DUFFY JEST LADNIEJSZY !
Z POWAZANIEM
JA.
A więc drogi lub droga *ja*, dziękuję za komentarz i wiadomo, że Duffy jest ładniejszy <3 Ale Kirk bez wąsika jest słodki <3
UsuńA tak w ogóle to planowałam, żeby Duff i Ann jeszcze nie byli razem, ale już nie mogłam tak jakoś nie mogłam czekać :)
Z poważaniem
~ Your - Sweet - Child ;**
O kurde *.* Duff i Ann fajnie :D I Kirk Hammet ! Ouuujeeeaaa ! :) Wg pisz więcej o związku Duff'a. To znaczy jak chcesz oczywiście xD To tak jara ! Niby związek Axl'a też, ale ten lepszy :* Buahahaha zajebiste no !
OdpowiedzUsuńBędę więcej pisać, raczej :p
UsuńA właśnie, niedługo dodam dość ważną notkę, więc wpadaj :**